Warszawa, środek miasta, tuż po godz. 13. Złodziejaszek wchodzi do budynku resortu pracy i spokojnie przemierza jego korytarze. Za chwilę wpada do gabinetu Joanny Kluzik-Rostkowskiej i zaczyna w nim buszować.
Teraz nie zagłosuje
- Wyniósł plecak, wyjął z niego portfel, po czym porzucił go na korytarzu - opowiada minister pracy w rozmowie z "Super Expressem". Okazuje się, że straty finansowe są niewielkie.
- W środku była może stówa z jakimś małym okładem. Najgorsza jest strata wszystkich dokumentów, które teraz będę musiała wyrobić od nowa - martwi się minister.
- No i była też moja karta do sejmowych głosowań. Właśnie jestem w Sejmie i muszę szybko wyrobić duplikat - opowiada.
Najbardziej zaskakująca jest łatwość, z jaką złodziej wszedł do ministerstwa. W jaki sposób udało mu się oszukać ochronę?
Wiedział, gdzie iść?
- To musiał być ktoś, kto już był w tym budynku - przypuszcza pani minister.
Policja zjawiła się na miejscu niespełna dwadzieścia minut po zdarzeniu. Najpierw był patrol, a potem przyjechała ekipa dochodzeniowa, która zabezpieczyła wszystkie ślady. Według naszych informacji, pies tropiący podjął ślad.
Wyglądało na to, że złodziej spokojnie wyszedł z łupem głównymi drzwiami.
Przeglądają zapisy
Są jednak spore szanse, że długo na wolności nie pochodzi. Policja bardzo uważnie przegląda zapis z kamer monitorujących budynek.
Miejmy nadzieję, że złodziejaszek wpadnie dość szybko!