Palikot nie zdoła zagrozić Schetynie

2009-04-27 4:30

Walkę o schedę w PO po Donaldzie Tusku (52 l.), który ma kandydować w wyborach prezydenckich, ocenia politolog dr Rafał Chwedoruk.

Pojawiły się spekulacje, jakoby Janusz Palikot w przyszłości - gdyby Donaldowi Tuskowi udało się wygrać wybory prezydenckie - chciał ubiegać się o przywództwo w PO. Osobiście sądzę, że poseł Palikot może walczyć o stanowisko przewodniczącego Platformy, ale będzie to tak "skuteczne", jak walka Radka Sikorskiego, ministra spraw zagranicznych, o stanowisko szefa NATO.

Oczywiście możliwy jest wariant, w którym Grzegorz Schetyna nie zostałby przywódcą PO, ale moglibyśmy go brać pod uwagę tylko wtedy, gdyby premierowi Tuskowi nie udało się wygrać wyborów prezydenckich. Jednak patrząc na sytuację polityczną w PO, nie widzę póki co żadnych przesłanek do tego, by w PO miało dojść do wielkich zmian personalnych. Jeśli partia odniesie tak wielki tryumf, jakim byłoby zdobycie prezydentury przez Tuska, to jakiż byłby cel dokonywania w niej wewnętrznych przetasowań. W takiej sytuacji, z natury rzeczy, partia będzie skupiała się na popieraniu swego prezydenta, a naturalnym następcą Tuska w PO jest osoba numer dwa w partii i rządzie, czyli Grzegorz Schetyna.

Tak więc, moim zdaniem, wariant z Palikotem absolutnie nie wchodzi w grę. Poza tym w Platformie istnieje wiele różnego rodzaju słabości, pod jej adresem pada wiele, często uzasadnionych, słów krytyki, ale niezależnie od tego wszystkiego jest to normalna, poważna partia polityczna. Trudno więc sobie wyobrazić showmana, jakim jest Janusz Palikot, wokół którego na dodatek ostatnio panuje nie najlepsza atmosfera, w roli jej przewodniczącego. Wypowiedzi posła Palikota należy raczej traktować jako próbę podtrzymywania zainteresowania swoją osobą. Bo przecież ile czasu opinia publiczna może cierpliwie wysłuchiwać kolejnych kalumni np. pod adresem polityków PiS.

Kilka dni temu media obiegła informacja,mówiąca o wznowieniu procesu dotyczącego nielegalnego finansowania kampanii wyborczej przez Janusza Palikota. W odpowiedzi na to stwierdził on, iż z tego faktu cieszyć się będzie nie tylko PiS, ale także wicepremier Schetyna, będący najprawdopodobniej przyszłym następcą Tuska w PO. Na tle przemian społecznych w Polsce, zmian w systemie partyjnym i normalnej gry politycznej toczącej się wewnątrz PO wyczyny posła Palikota jawią się raczej jako element show, a więc element formy, a nie treści. Z tych też powodów nie sądzę, by w jakikolwiek sposób Grzegorz Schetyna mógł się cieszyć ze wznowienia sprawy dotyczącej finansowania kampanii posła Palikota. Dlatego, że sprawa ta "obuchem" uderza w samą PO, pośród której jest przecież rekordowo wielu biznesmenów, co jak widzieliśmy w ostatnich miesiącach - tworzy czasem trudne dla niej sytuacje.

W tym sensie absolutnie nie brałbym na serio wspomnianej wypowiedzi Palikota. Myślę, że PO i Schetyna mają wystarczająco dużo ważniejszych od sprawy Palikota kłopotów. W związku z czym trudno, żeby się cieszyli z tej sytuacji. Biorąc pod uwagę kandydaturę Schetyny na następcę Tuska w PO, uważam, iż w sensie ideowym niewątpliwie jest on kandydatem, który mógłby spełnić oczekiwania Tuska i jednocześnie działać po jego linii. Ich drogi polityczne były bardzo zbliżone do siebie. Byli nawet razem w Kongresie Liberalno-Demokratycznym.

Pozostaje pytanie o predyspozycje indywidualne do objęcia roli przywódcy partii. O ile Tusk zdaje się je mieć, to Schetyna sprawia bardziej wrażenie technokraty. Ale mimo wszystko można zaryzykować stwierdzenie, że Schetyna jest niejako szykowany na przywódcę partii władzy, tzn. na przywódcę partii, z której będzie się wywodził prezydent, ale także rząd, a przynajmniej większość rządowa.

Poza tym nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Tusk i Schetyna od dłuższego czasu działają jako duet polityczny. Sposób postępowania i kierunek ewolucji PO pokazuje, że z partii dość liberalnej przeistacza się ona w uniwersalną partię władzy, trochę aideologiczną, co pokazują zaskakujące nazwiska na liście PO do PE, od ultrakonserwatywnego Mariana Krzaklewskiego po Danutę Huebner z życiorysem SLD-owskim.

Natomiast sytuacja, w której Tusk nie wygrałby wyborów, powoduje, że przywództwo Schetyny byłoby trochę bezprzedmiotowe. Wówczas PO potrzebowałaby raczej kogoś z ideologicznym tłem. W tym kontekście pojawiały się już różne nazwiska na swoistej giełdzie partyjnej. Wydaje się, że gdyby Tuskowi powinęła się noga w wyborach, chyba najbliżej sukcesu byłby Bronisław Komorowski, który choć w tej chwili znajduje się we frakcji liberalnej PO, to jednak posiada konserwatywny politycznie życiorys. Wśród kandydatów na następcę Tuska w roli przywódcy PO wspominano też nazwisko Hanny Gronkiewicz-Waltz. Ale zdaje się, że raczej było to elementem pobożnych życzeń polityków PO. Niewątpliwie numerem jeden byłby tu Komorowski, gdyby oczywiście ten pomysł na PO jako partię władzy, która ma i prezydenta, i premiera, nie wypalił.

Rafał Chwedoruk

Politolog, doktor nauk humanistycznych, pracownik Instytutu Nauk Politycznych UW.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki