Pięć lat sprawy MACIEJA ZIENTARSKIEGO. Dlaczego trwało to TAK DŁUGO?

2013-01-03 13:24

W lutym minie 5 lat od tragicznego wieczoru. Rozpędzone Ferrari z Maciejem Zientarskim z akierownicą wpadło na kolumnę na warszawskim Mokotowie, zabijając naszego redakcyjnego kolegę Jarosława Zabiegę. Choć byli świadkowie i przebieg zdarzeń nie wydawał się trudny do odtworzenia, sprawa ciągnęła się latami. Co działo się w tym czasie z Maciejem Zientarskim? Jak dziennikarzowi udawało się unikać odpowiedzialności?

Zientarski wypadek przeżył, ale odniósł poważne obrażenia. Miał urazy głowy i uszkodzenia mózgu, był w stanie śpiączki. Dochodził do siebie przez długie miesiące. Choć stanął na nogi i zaczął wychodzić z domu, nadal uskarżał się na dolegliwości po wypadku.
Zły stan zdrowia bardzo długo uniemożliwiał przesłuchanie dziennikarza. Bez zeznań Zientarskiego sprawa utknęła w martwym punkcie. Rodzina broniła dziennikarza przed śledczymi, nieustannie zapewniając, że nie jest jeszcze w stanie odpowiadać na
pytania dotyczące wypadku. Kilkakrotnie odkładano dezycję o tym, czy może już zeznawać.

Zientarski może zeznawać? Decyzja odłożona po raz trzeci

Dziennikarza badali psychiatrzy, psychologowie i neuropsychologowie. Stwierdzili tzw. zespół organiczny pourazowy. Zientarski nie pamięta wypadku, w którym brał udział ani żadnych faktów z okresu dwóch lat poprzedzających wypadek. Nie potrafił wymienić tytułów gazet, które czyta, ani tematyki programów telewizyjnych, przy produkcji których pomagał ojcu.

Pojawiły się też wątpliwości, czy potrafi kontrolować emocje. Podczas badań i spotkań z sądowymi specjalistami dziennikarz miał wielokrotnie zdenerwowany wychodzić z sali i wracać dopiero po interwencji ojca.
To wszystko sprawiło, że mijały miesiące, a Zientarski unikał odpowiedzialności.

Maciej Zientarski się rozwodzi! Jego żona Beata oskarża: Teściowie zabrali mi męża

W końcu po ponad dwóch i pół roku we wrześniu 2010 roku Maciej Zientarski usłyszał zarzuty. Prokuratorzy zdecydowali, że powinien odpowiedzieć za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertlenym. Miesiąc później akt oskarżenia wpłynął do sądu.
Sprawa ruszyła z miejsca tylko na moment. Datę pierwszej rozprawy ustalono na 9 września 2011 roku. Obrońcy oskarżonego wnieśli jednak o ponowne zbadanie swojego klienta.

Ostatecznie proces ruszył dopiero pod koniec stycznia 2012 roku. Zientarski nie pojawił się na pierwszej rozprawie.
Zaczął natomiast coraz częściej pokazywać się publicznie. W czerwcu brylował na salonach - z ojcem i dziewczyną pojawił się na imprezie Samochód Roku Playboya 2012.

Maciej ZIENTARSKI WRÓCIŁ na salony. Zientarski z DZIEWCZYNĄ na IMPREZIE Playboya

Można też było zobaczyć go, jak przemyka po ulicach stolicy na swoim motorze. Umawiał się ze znajomymi w knajpach a nawet wytsartował w sierpniowych regatach w Mikołajkach. Wygląda na człowieka, który wrócił do fromy.
Znów zaczął też pracować. W internetowym serwisie motoryzacyjnym Trynid.pl w lipcu 2012 roku pojawiły się pierwsze odcinki programu Zientar z Fotela Pasażera. Dziennikarz jako pilot wraz z kierowcą testowali tam samochody.

Maciej ZIENTARSKI TESTUJE samochody i ŚWIETNIE się BAWI. Zientarski, dlaczego NIE CHODZISZ do SĄDU?

Po wypadku dziennikarz stracił prawo jazdy, więc przesiadł się na skuter. I skończyło się stłuczką. Maciej Zientarski potrącił  pieszego na przejściu przy ul. Chełmżyńskiej w Warszawie. Mężczyzna trafił do szpitala. Zientarskiemu się jednak upiekło, bo policja stwierdziła, że winny był pieszy.

Maciej Zientarski ZNÓW MIAŁ WYPADEK! Potrącił pieszego na przejściu - jechał na SKUTERZE

W tym czasie trwał proces w sprawie śmiertelnego wypadku z lutego 2008 roku. A Zientarski wielokrotnie nie stawiał się na rozprawach. Jego "przedstawicielem ustawowym" w czasie procesu był ojciec, znany dziennikarz motoryzacyjny, Maciej Zientarski.
W grudniu 2012 roku prokurator zażądała wobec oskarżonego kary 4 lat pozbawienia wolności i 10-letniego zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych.

Maciej Zientarski TRAFI ZA KRATKI? Może bronić się ZŁYM STANEM ZDROWIA

Wyrok zapadł 3 stycznia. Maciej Zientarski został uznany za winnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertlenym. Sędzia wyznaczyła karę 3 lat więzienia i 8 lat zakazu prowadzenia pojazdu.
Teraz obrońcy dziennikarza mają 14 dni na apelację. Wydaje się, że to może nie być koniec całej sprawy. Obrońcy mogą bowiem kolejny raz powołać się na zły stan zdrowia ich klienta. Jeśli sąd uzna, że nie jest on zdolny do odbycia kary, wyrok zostanie odroczony.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki