Szantażysta Jan W. chce zwrócić pieniądze Piesiewiczowi - prosi mamę o kredyt

2010-03-15 18:00

Jan W. (40 l.), warszawski biznesmen, który zaplanował nagranie kompromitującego spotkania senatora Krzysztofa Piesiewicza (65 l., PO) z dwiema kobietami, chce zwrócić politykowi 120 tys. zł. To on był jedną z kilku osób, którym senator musiał słono płacić za milczenie.

- Pan Piesiewicz to naprawdę wspaniały człowiek, może z nutą jakichś dewiacji, ale znałem dużo gorszych dewiantów - mówi szantażysta w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" i Polsat News.

Przeczytaj koniecznie: Dziwne zabawy senatora

Jan W. współpracował z trójką szantażystów, którzy domagali się od Krzysztofa Piesiewicza 200 tys. zł w zamian za nieupublicznienie nagrań z udziałem senatora. Dzisiaj do sądu trafi przeciw nim akt oskarżenia. Jan W. wystąpi przed sądem jako świadek. Ze wszystkich pieniędzy, jakie Piesiewicz wypłacił szantażystom (550 tys. zł), dostał on ok. 120 tys. zł. Teraz deklaruje, że chce pieniądze zwrócić.

Patrz też: Nagrała Piesiewicza, bo nie pożyczył jej pieniędzy

W rozmowie z „Rzeczpospolitą” i Polsat News, twierdzi, że potrzebował pieniędzy, aby spłacić wynoszący prawie 100 tys. zł debet bankowy. – Co mam wam powiedzieć, że żałuję tego, co zrobiłem?! – pyta. – Tak, żałuję, i to bardzo, że zostałem wciągnięty w to całe bagno. Chcę jednak zwrócić pieniądze senatorowi, całe 120 tysięcy złotych, które od niego wziąłem za te płyty. Informacje potwierdza prokurator Józef Gacek z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, który prowadził śledztwa dotyczące senatora.

W tym temacie: Afera w PiS: Bronili Piesiewicza, zostali ukarani

Skąd Jan W. zamierza wziąć pieniądze? – Moja mama obiecała, że wystąpi do banku o kredyt – przekonuje. – Wiem, że to ja zniszczyłem życie senatorowi. Pan Piesiewicz to naprawdę wspaniały człowiek, może z nutą jakichś dewiacji, ale znałem dużo gorszych dewiantów – dodaje.

Czytaj dalej: niezwykłe wyznania szantażysty >>>


Jego słowa to kolejny dowód w sprawie senatora Piesiewicza. W ubiegłym tygodniu prokurator prowadzący śledztwo Józef Gacek powiedział, że z ekspertyz wykonanych na potrzeby śledztwa wynika jednoznacznie, iż senator zażywał kokainę. Podkreślił, że w czasie nagrywania filmów Piesiewicz nie był osobą odurzoną i miał świadomość swoich reakcji.

Prokuratura nie postawi mu jednak zarzutów, bowiem Senat nie zgodził się na uchylenie immunitetu Piesiewiczowi. Śledczy muszą poczekać aż skończy się kadencja Senatu, czyli do 2011 roku.

Spowiedź Jana W., szantażysty, który wyciągnął od senatora Piesiewicza ponad 120 tys. zł

Co mam wam powiedzieć, że żałuję tego co zrobiłem?! (...) Tak, żałuję, i to bardzo, że zostałem wciągnięty w to całe bagno...

(...) Chcę jednak zwrócić pieniądze senatorowi, całe 120 tysięcy złotych, które od niego wziąłem za te płyty...

(...) Pan Piesiewicz to naprawdę wspaniały człowiek, może z nutą jakichś dewiacji, ale znałem dużo gorszych dewiantów (...). (...) - Jestem bankrutem. Wrócę jednak do pracy, będę ciężko pracował, aby wszystko naprawić(...) - Moja mama obiecała, że wystąpi do banku o kredyt (...) Wiem, że to ja zniszczyłem życie senatorowi. Zrobiłem mu straszliwe świństwo, ten człowiek się ciągle telepał.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki