Ratownik wypadł z helikoptera Anakonda i zginął

2010-06-14 4:30

Dariusz Szymański, ratownik pokładowy śmigłowca Anakonda, w czasie ćwiczeń zjeżdżał po linie tak, jakby ratował rozbitka. Niestety, coś nie wyszło. Spadł z dużej wysokości i choć pomoc nadeszła natychmiast, zmarł w szpitalu.

Edward Giek (61 l.) z Gdyni umarłby na zawał serca na kutrze, gdyby nie błyskawiczna pomoc dzielnego ratownika Dariusza Szymańskiego (42 l.) ze śmigłowca Anakonda. - Nie mogę uwierzyć, że jego już nie ma - mówi zasmucony rybak.

- Jechałem do domu z zakupami, kiedy w samochodzie usłyszałem o tym wypadku. Tak sobie od razu pomyślałem, oby tym ratownikiem nie był Darek. To jemu zawdzięczam życie - mówi Edward Giek (61 l.) z Gdyni.

- Miałem zawał serca na kutrze. Nie było czasu na powrót do portu. Szyper powiadomił ratowników. Anakonda przyleciała błyskawicznie, a w niej Darek. Wciągnął mnie do śmigłowca i udzielił pierwszej pomocy - opowiada rybak. Dariusz Szymański służył w 28. eskadrze lotniczej w Gdyni od 18 lat. Kochał swój zawód. Podczas powodzi w 1997 roku poleciał ratować ludzi na południe Polski.

Razem z kolegami ewakuował prawie 300 osób z zalanych terenów. - Nie mógł spokojnie patrzeć na ludzką krzywdę. Ratowanie miał we krwi - mówi Stanisław Czujkowski (39 l.), kolega z eskadry.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki