Czy i kogo podsłuchiwały służby specjalne: Olejnik, Stankiewicz, Pytlakowski

2010-10-08 14:30

W latach 2005-2007, za czasów rządu Prawa i Sprawiedliwości, ABW, CBA i policja sprawdzały billingi i śledziły położenie telefonów komórkowych co najmniej dziesięciorga znanych dziennikarzy najważniejszych mediów – wynika z akt śledztwa prokuratury w Zielonej Górze. Niektórzy dziennikarze byli śledzeni w czasie, gdy pisali nieprzychylne teksty o służbach. Nie wiadomo, czy byli też podsłuchiwani.

Ustalenia ze śledztwa ujawniła dziś "Gazeta Wyborcza". Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Centralne Biuro Antykorupcyjne i policja przez dwa lata - za rządów PiS - zbierały informacje na temat połączeń telefonicznych znanych dziennikarzy. Służby wiedziały, do kogo dzwonią, kto dzwoni do nich, a także gdzie i o której ich komórki logowały się do tak zwanych stacji bazowych - co pozwala na ustalenie miejsca pobytu tych osób w określonym czasie.

Przeczytaj koniecznie: Ile kosztuje nas wykrywanie afer przez CBA czy ABW?

Wśród śledzonych postaci mediów była m.in. Monika Olejnik (radio ZET i TVN24), a także dziennikarze "Gazety Wyborczej" (Wojciech Czuchnowski, Bogdan Wróblewski), "Rzeczpospolitej" (Cezary Gmyz, Maciej Duda i Bertold Kittel), "Newsweeka" (Andrzej Stankiewicz), "Polityki" (Piotr Pytlakowski) i radia RMF FM (Marek Balawajder i Roman Osica).

Jak pisze Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej" (który sam był inwigilowany przez służby), szczególne zainteresowanie agenci wykazywali dziennikarzami, którzy ujawniali i piętnowali ich kontrowersyjne - tak było w przypadku Bogdan Wróblewskiego z "GW", w czasie gdy pisał m.in. o zatrzymaniu przez CBA znanego kardiochirurga, Mirosława G.

Zdaniem Czuchnowskiego sprawa jest tym bardziej bulwersująca, że ABW i CBA oficjalnie zaprzeczyły, jakoby stosowały wobec dziennikarzy tak zwaną kontrolę operacyjną. Służby prawdopodobnie okłamały prokuraturę, bo zazdrośnie strzegą swych sekretów by zablokować dotarcie do prawdy. Zdaniem komentatorów podejmowane przez dziennikarzy działania - choć prokuratura umorzyła sprawę - stanowiły zamach na wolność prasy.

Śledztwo zostało umorzone "z powodu niewykrycia przestępstwa". Większość materiałów ze śledztwa zielonogórskiej prokuratury pozostaje niejawna. Wygląda na to, że służby postępowały nieetycznie i na granicy prawa, ale jednak zgodnie z przepisami - do śledzenia dziennikarzy korzystając z narzędzi przyznanych im do walki z najgroźniejszymi bandytami.

Patrz też: Były szef CBA oskarżony o przekroczenie uprawnień. Grozi mu do 8 lat więzienia

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki