Zabił żonę i się powiesił

2009-12-05 9:08

Witold M. (62 l.) z Kętrzyna (woj. warmińsko-mazurskie) powiesił się na suchej gałęzi kilkadziesiąt metrów od miejsca, gdzie wcześniej zaszlachtował nożem swoją żonę Irenę M. (48 l.). - Niech bydlak gnije w piekle - mówi Grzegorz Adamczyk (57 l.), brat zamordowanej.

Witold M. zabił żonę, bo ta wolała spłacać kredyt, niż dawać mężowi pieniądze na wódkę. Pocięta nożem kobieta niczym szlachtowany prosiak zdołała doczołgać się do domu swojego brata Grzegorza Adamczyka. Ostatnie tchnienie oddała na jego rękach.

Morderca z parującą krwią żony na rękach chwycił siekierę i uciekł do pobliskiego lasu. Przez wiele dni kluczył i mylił ślad policyjnego pościgu. Ani helikopter, ani kamery termowizyjne nie pomogły złapać okrutnika. - Strach było z domu wychodzić. Ten bydlak mógł zaatakować ponownie - wspomina pan Grzegorz.

Tropiony przez policjantów morderca wiele razy zakradał się w miejsce swojej potwornej zbrodni. Ostatni raz wychudły, w obdartym ubraniu, z obłędem w oczach pojawił się tu kilka dni temu. Kurczowo zaciskał palce na siekierze. Stał kilka chwil jak zamurowany. W końcu zdecydował, co robić. Za drewnianym składzikiem znalazł długi kabel i dwie drewniane skrzynki. Zawiązał pętlę na kablu. Przerzucił go przez suchą gałąź na pobliskim drzewie. Ze skrzynek zbudował sobie szubienicę. Czy żałował zabójstwa żony, kiedy pętla zaciskała się na jego szyi? Nie wiadomo.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki