Zabójstwo policjanta - tak zginął Andrzej Struj (symulacja)

2010-02-12 5:30

Mają go! Funkcjonariusze z wydziału terroru kryminalnego w nocy ze środy na czwartek dorwali drugiego bandziora, który brał udział w zabójstwie stołecznego policjanta. Piotr R. (17 l.) przytrzymywał aspiranta Andrzeja Struja (42 l.), by jego kompan Mateusz N. (18 l.) mógł zadać śmiertelny cios nożem.

Policjant zmarł w szpitalu mimo prób reanimacji. Nie miał szans na przeżycie. Bandyta trzykrotnie zatopił ostrze w jego piersi. Jeden z ciosów trafił w serce.

Nastolatkowie Mateusz N. i Piotr R. są doskonale znani wolskiej policji. Już byli notowani za rozboje, za groźby i znieważanie funkcjonariuszy.

W środę w południe stali na przystanku tramwajowym przy centrum handlowym. Obaj byli bardzo agresywni. Krzyczeli i przeklinali. Andrzej Struj, który akurat wracał z zakupów, zwrócił im uwagę, po czym wsiadł do tramwaju. Gdy skład ruszył, jeden ze zwyrodnialców rzucił w okno wagonu koszem na śmieci. Szyba rozprysła się w drobny mak.

Struj poprosił motorniczego, by zatrzymał tramwaj. Wysiadł i podszedł do wandali. Ci rzucili się na niego. Piotr R. zaczął się mocować z policjantem, a Mateusz N. wyjął 20-centymetrowy nóż i wbił go Strujowi prosto w serce. Wyciągnął i dźgnął znowu. Policjant osunął się na ziemię. Mimo natychmiastowej reanimacji, zmarł.

Przeczytaj koniecznie: Zadźgał policjanta, bo zwrócił mu uwagę

Mateusz N. został zatrzymany w godzinę po napadzie. Przyznał się do winy. W nocy wpadł Piotr R. Wczoraj trafili do prokuratury, gdzie usłyszeli zarzut zabójstwa. Grozi im 25 lat więzienia. Policjanci prowadzili ich skutych kajdankami i z łańcuchami na nogach. 16 lutego mł. aspirant Andrzej Struj miał świętować 15 lat służby w policji. - Niedawno rozwiódł się z żoną. Bardzo to przeżył. Schudł ze 30 kilo, obciął włosy, bo wcześniej nosił burzę loków na głowie - mówią nam jego koledzy. - "Struś", bo tak go nazywaliśmy, nie widział świata poza swoimi córeczkami. Były jego oczkiem w głowie - opowiadają.



Jego przełożony podinsp. Rafał Lewkowicz (39 l.) nie może uwierzyć w tę tragedię. - To był jeden z lepszych funkcjonariuszy w naszym wydziale. Był indywidualistą, ale zawsze działał bardzo rozważnie. Miał świetne wyniki - wspomina.

Patrz też: Zabić dla zabawy?

Matka mordercy: Nie wiem, co w niego wstąpiło

- Nie wiem, co w niego wstąpiło - rozpacza matka Mateusza N. (18 l.), który zabił policjanta. Kobieta jest w szoku i wciąż powtarza: - To jest dobry chłopak...

- Nie widziałam go jeszcze, bo mamy remont w domu. To dobry dzieciak - mówi nam ze łzami w oczach matka zabójcy. Wie, co zrobił jej syn. Jest przerażona. Rodzina N. mieszka w starej kamienicy przy ul. Wolskiej. Obok drzwi ich mieszkania na pierwszym piętrze widnieje wypalony zapalniczką napis "Mati". To pseudonim zabójcy. Obok widać drugi napis: CHWDP (w kręgach bandyckich oznacza ch... w d... policji). Sąsiedzi twierdzą, że Mateusz jest zdemoralizowany. - Mateusz ma taką porządną siostrę, pomaga rodzicom, ale on... szkoda gadać. Po 15 osób przychodziło do niego w nocy i balowali na klatce. Szkołę rzucił dawno temu. "Tylko te głupie się uczą - tak mi wiele razy mówił - opowiada jeden z sąsiadów rodziny N.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki