Zachodniopomorskie. Umarł pod samą przychodnią

2017-01-28 6:00

W to, by lekarz nie zechciał pomóc konającemu na ulicy, aż trudno uwierzyć. Ale właśnie coś takiego zdarzyło się w Bierzwniku (woj. zachodniopomorskie). Wojciech M. (+51 l.) umarł kilkadziesiąt metrów od przychodni.

Było przedpołudnie, Wojciech M. szedł chodnikiem, gdy nagle zasłabł i upadł na ziemię. Widzieli to przypadkowi przechodnie. Jeden z nich pobiegł do oddalonego o dosłownie 50 m ośrodka zdrowia. Był przekonany, że wróci z lekarzem do potrzebującego pomocy medycznej. Ale tak się nie stało.

Jacek N. (67 l.), lekarz rodzinny, ani myślał udzielać pomocy komuś, kto leży na pobliskim chodniku. W tym czasie na miejscu już byli policjanci i to oni jako pierwsi zaczęli reanimować Wojciecha M. Szybko dołączyli do nich strażacy, którzy mieli już ze sobą specjalistyczny sprzęt do udzielania pierwszej pomocy. Przez kilkanaście minut do czasu przyjazdu karetki pogotowia to oni próbowali przywrócić akcję serca u 51-latka. Potem robił to ratownik. Niestety, Wojciech M. zmarł. I wtedy lekarz wyszedł z przychodni, ale już tylko po to, by stwierdzić zgon.

Lekarz nie ma sobie nic do zarzucenia. - Mam obowiązek leczenia w ośrodku, a nie na ulicy. Od tego jest pogotowie - kwituje.

Prokuratura Rejonowa w Choszcznie prowadzi postępowanie w tej sprawie. Nikomu nie postawiła zarzutów. - Na podstawie zaistniałych okoliczności i zeznań świadków podjęliśmy postępowanie dotyczące nieudzielenia pomocy osobie znajdującej się w bezpośrednim niebezpieczeństwie utraty życia - mówi Monika Nader-Kobierzewska, prokurator rejonowy w Choszcznie.

Zobacz także: Strażacy przecięli jej obrączkę szlifierką kątową. Mocne ZDJĘCIA

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki