Aktorstwo jest zaprzeczeniem mojego charakteru – mówi nam w ekskluzywnym wywiadzie Anna Seniuk

2012-09-14 23:29

Annę Seniuk kojarzymy z jej rolą w serialu „Czterdziestolatek”, gdzie wykreowała niezapomnianą Madzię Karwowską. Jednak jej dorobek artystyczny jest znacznie większy. Role w takich filmach jak „Panny z Wilka” czy „Konopielka” oraz przedstawieniach „Moralność pani Dulskiej”, „Zemsta” czy „Trzy siostry”, zapewniły jej uznanie publiczności i świetne recenzje krytyków. Nowojorska Polonia będzie mogła zobaczyć Annę Seniuk już w ten weekend w przedstawieniu „Udręka życia”. Tuż przed występem aktorka zdradza „Super Expressowi” co daje jej życiową siłę oraz… jaką jest babcią.

W swojej karierze zawodowej grała pani wiele ról. Ile w postaciach przez panią kreowanych było pani samej?

– Tak naprawdę to, co widać na ekranach telewizyjnych i na scenie teatralnej, to nie ja. Ja jedyne gram. Nie jestem przebojowa w żadnym calu. Nie czuję w sobie krzty odwagi i przebojowości. Na scenie sprawiam wrażenie osoby żywiołowej, temperamentnej, otwartej, a ja jestem samotnikiem i zdecydowanym typem introwertycznym. Zawód, jaki wykonuję, jest zaprzeczeniem moich cech charakteru. Nie daj Boże, żebym zagrała taką osobę, jaką jestem w domu. Wykonuję zawód, który jest częścią mojego życia. Jednak nie zatracam się w graniu, nie czuję się kimś innym. Pracuję nad postacią, przetwarzam ją, ale „postać” powinna jak najbardziej odbiegać od prywatnych cech aktora. Grając kolejną postać filmową bądź teatralną staram się w swoim ciele uruchomić innego człowieka. Tak naprawdę zawsze mnie krępuje wyjście do ludzi, których nie znam. Nie lubię prywatnie odkrywać siebie.

Niewątpliwie każdy Polak pamięta panią z serialu „Czterdziestolatek”. Proszę powiedzieć jak wspomina pani pracę nad nim?


– Decydując się na rolę w serialu, miałam świadomość, że jak serial zostanie zaakceptowany przez widzów, to my - aktorzy będziemy musieli uporać się z wielką popularnością. Jednak całkiem świadomie w nim zagrałam. To była wyjątkowa praca i wyjątkowi ludzie. Nieczęsto się zdarza, żeby wśród osób pracujących na jednym planie było tyle poczucia humoru i zrozumienia ile w nas wówczas było. Z perspektywy upływających lat „Czterdziestolatek” to dokument pewnej epoki. Serial wciąż jest żywy, ponieważ często jest powtarzany przez telewizję.

Jednym z nielicznych polskich filmów płaszcza i szpady były „Czarne chmury”, gdzie również pani zagrała. Proszę powiedzieć, jak poradziła sobie pani ze scenami jazdy konnej i fechtunku?


– To koń miał kłopot (śmiech) z poradzeniem sobie ze mną. Na początku nie mogliśmy dojść do porozumienia. Po prostu koń mnie nie słuchał, był bardzo niezadowolony, że musimy razem pracować. Lekceważył mnie, robił nagłe galopy, ale w końcu doszliśmy do porozumienia. A tak całkiem poważnie, po tej roli pokochałam jazdę konną. Zaprzyjaźniłam się z koniem i później już było coraz lepiej. Do żadnej ze scen nie potrzebowałam dublerki. Wszystko wykonywałam sama i z każdym dniem jazda konna sprawiała mi coraz większą frajdę. Tak ją polubiłam, że jeszcze niedawno ze swoimi studentami z Akademii Teatralnej w Warszawie chodziłam do stadniny pojeździć konno.

Co daje pani siły do twórczego działania?


– Pokonywanie trudności… To mnie mobilizuje. Zważywszy na to, że – jak już powiedziałam wcześniej – jestem nieśmiała, każde wyjście na scenę mnie bardzo tremuje. Pokonując tremę jestem w stanie zagrać kolejną rolę. Uprawiając zawód, który jest zaprzeczeniem moich cech  charakteru, każdego dnia staczam swoją osobistą walkę. Moim studentom powtarzam jak mantrę, żeby wybierali taki zawód, który im przyniesie radość. Żeby z radością wstawali do pracy i nie robili nic na siłę. Praca musi być pasją, wtedy są widoczne efekty. Jeśli ma się przekonanie, że robi się to, co się kocha, można pokonać wszystkie przeciwności losu i wszelkie trudności, które pojawią się na drodze do szczęścia.

A jakie wartości w życiu są według pani najważniejsze?


– Te, które pozwalają nam iść naprzód. No cóż, moim zdaniem motorem do działania jest cierpienie... i miłość. Cierpienie daje siłę do twórczego działania, powoduje że mamy większe poczucie sukcesu. Dzięki miłości możemy bardzo wiele znieść i bardzo wiele ofiarować, prawie wszystko.

A jaką jest pani mamą i babcią?

– Tego tak naprawdę nie wiem. Trzeba by dzieci zapytać (śmiech). Zawsze starałam się być dobrą matką i babcią. Nigdy nie rezygnowałam z wakacji, na które zawsze razem wyjeżdżaliśmy. Każdą wolną chwilę starałam się spędzać z dziećmi. Teraz, kiedy od sześciu lat jestem babcią, staram się być babcią idealną (śmiech): rozpieszczam, ale również wymagam.

Czy według pani można pogodzić karierę aktorki i życie rodzinne?


– Trzeba odpowiedzieć sobie na pytania: kim jestem, czego oczekuję od siebie i życia… To nie jest łatwe. Nie tylko praca jest naszym życiem. Jest jeszcze miłość, dzieci, przyjaciele, świat. Praca to tylko jeden z elementów życia. Ja świadomie rezygnowałam z wielu propozycji, żeby móc więcej czasu spędzać z rodziną. Między innymi nie zagrałam w „Chłopach”. Rozpoznawalność nigdy nie była moim celem, a pozycja nic nie jest warta, gdy się rozsypuje dom. Odkąd dzieci przyszły na świat, nigdy nie pracowałam w czasie wakacji. Zawsze spędzałam je z dziećmi i byłam w tym konsekwentna.

Nowy Jork! Jak pani go postrzega? Wielu artystów szuka tu inspiracji, niektórych przytłacza…

– Nowy Jork to studnia, która wciąga. Jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy zakochali się w tym mieście i poza nim świata nie widzieli. Doskonale rozumiałam Elżbietę Czyżewską, którą Nowy Jork wciągnął. Ona miała możliwości grania i mieszkania w Polsce, jednak wybrała Nowy Jork. Ja osobiście mimo tego, że jestem tu już po raz kolejny, nie miałam możliwości zagłębienia się w metropolię. Wiem, że Nowy Jork szokuje i zachwyca. Jednak zważywszy na mój charakter, wolę spokojne miejsca, gdzie mogę odetchnąć w samotności.

Polonia będzie miała możliwość zobaczenie pani w sztuce „Udręka życia”. To historia małżeństwa z kilkudziesięcioletnim stażem. Na scenie zastanawiacie się nad sensem życia, cierpienia, miłości, przemijania i śmierci. Co dla pani prywatnie ma największy sens?

– Życie nasze ma sens tylko i wyłącznie wtedy, kiedy nie żyjemy tylko dla siebie. Kiedy swoje serce, talent, podarujemy komuś innemu. Najważniejsze żeby w naszym życiu nie zabrakło dobra i empatii. Tak jak między bohaterami sztuki, którą Polonia będzie mogła zobaczyć na deskach Tribeca Performing Arts Center., dochodzi często do kłótni, mają odmienne zdania. Jednak – ponieważ łączy ich miłość – są sobie oddani i ciągle pozostają razem.

rozmawiała Agnieszka Granatowska

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki