Deportują Polaka, bo bił matkę swojego dziecka

2012-05-30 14:00

Sebastian Latalski nie jest gentlemanem. W 2003 roku pobił swoją partnerkę, za co stanął przed sądem. Teraz czeka go deportacja.


O sprawie Latalskiego pisze "Staten Island Advance" a dokumenty jego sprawy bez problemu można odnaleźć w internecie. W roku 2003 oskarżono go o pobicie swojej partnerki, do której miał sądowy zakaz zbliżania się. Przed sądem mężczyzna przyznał się do winy.

W roku następnym postawiono mu ponowny zarzut łamania zakazu zbliżania się do tej samej osoby. Okazało się, że pan Sebastian napadł konkubinę i dusząc żądał, aby kłamała w sądzie, żeby nie poszedł do więzienia. Mimo, że kobieta wycofała oskarżenie, aresztowano go, a w sierpniu tego roku przyznał się on do popełnienia tych czynów. I dlatego że się przyznał, sąd nie posłał go do więzienia, a jedynie na leczenie z uzależnienia od narkotyków.

Wydawało się, że po odbyciu terapii kłopoty pana Sebastiana się skończyły, ale o popełnionych czynach wiedział Urząd Imigracyjny. Okazało się, że Latalski nie miał amerykańskiego obywatelstwa a jedynie "zieloną kartę". Przyznanie się do popełnienia czynów zabronionych, nawet jeśli oskarżenie zostało wycofane, automatycznie wyzwoliło procedurę deportacyjną. Immigration wychodząc z założenia, że "co się odwlecze, to nie uciecze", do przyznania się do winy wróciło w roku ubiegłym.

Wówczas mężczyzna przyjął linię obrony, którą wcześniej wykorzystano w sprawie Padilla przeciwko stanowi Kentucky. W sprawie tej w roku 2010 wydał orzeczenie Sąd Najwyższy, który ustanowił, że jeśli oskarżony nie otrzymał pouczenia od swojego prawnika, że w momencie przyznania się do winy automatycznie rozpoczyna się procedura deportacyjna, procedura ta nie może być wszczęta. I tak tłumaczył Latalski: nie otrzymał właściwej porady od prawnika, więc - przyznając się do winy działał na własną szkodę.

Ale sędzia Alan J. Meyer nie dał się podejść i stwierdził, że nie ma znaczenia, czy prawnik podał właściwą informację. W dokumentach sądowych jest zapis ze sprawy Latalskiego o konsekwencjach jego kroku. Dodatkowo znajduje się tam potwierdzenie, że mężczyzna zrozumiał, co do niego mówiono, a nawet zapewnienie, że jest zadowolony z pracy swojego adwokata. Co więcej, Latalski, aby zakwalifikować się na program antynarkotykowy, musiał otrzymać dokumenty z Polskiej Ambasady, zatem wiedział, jaki jest jego status. Dlatego też sędzia odmówił Sebastianowi Latalskiemu prawa powołania się na sprawę Padilla vs. Kentucky. Obrońca mężczyzny Katheryne M. Martone zapowiedziała apelację tej decyzji.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki