Tragedia wydarzyła się w sobotę. Justine, instruktorka jogi i medytacji, wezwała policję, gdyż była zaniepokojona odgłosami na tyłach domu. Kiedy radiowóz podjechał, czekała na nich w pidżamie. Podeszła od strony kierowcy. Wtedy siedzący obok policjant strzelił. Co dokładnie się wydarzyło, nie wiadomo, bo policjanci nie mieli, wbrew regulaminowi, włączonych kamer, ani przy mundurach, ani w radiowozie. Badać można więc jedynie zeznania ich i domowników.
W poniedziałek koroner z Hennepin County Medical Examiner's Office potwierdził oficjalnie, że Ruszczyk zmarła na skutek rany postrzałowej brzucha. Jej śmierć zakwalifikowano jako morderstwo. Śledztwo wewnętrzne trwa i prowadzą je detektywi z Minnesota's Bureau of Criminal Apprehension, ale na razie policja milczy. - Desperacko domagamy się informacji na temat ostatnich chwil Justine - apelował tymczasem w oświadczeniu rodziny Don Damond (50 l.), narzeczony 40-latki.
We wtorek lokalne media podały, że funkcjonariusz, który wystrzelił do Ruszczyk, to Mohamed Noor, Amerykanin o somalijskich korzeniach, który wstąpił do policji w marcu 2015 roku. Jego adwokat Tom Plunkett zabronił mu udzielania jakichkolwiek komentarzy. Co ciekawe, funkcjonariusz Noor miał już problemy i był wzywany do sądu 25 maja w związku z brutalnym potraktowaniem kobiety, która miała atak histerii. Z dokumentów sądowych wynika, że Noor i partner weszli do domu kobiety wbrew jej woli i agresywnie ją zatrzymali.