Projektant Balenciagi twierdzi, że Meghan Markle sama zaprosiła się na Paryski Tydzień Mody
Nikt nie spodziewał się wizyty żony księcia Harry'ego na Paryskim Tygodniu Mody! A jednak Meghan Markle pojawiła się tam. Przywitała się czule ze sławną dyrektor „Vogue” Anną Wintour, a także z włoskim projektantem Pier Paolo Picciolim, dyrektorem kreatywnym Balenciagi. Podróżowała bez męża, księcia Harry’ego. Meghan dość rzadko jest zapraszana na wielkie gale, próżno jej szukać choćby na rozdaniu Oscarów. Jak to możliwe, że tym razem zjawiła się tam, gdzie zjechali wszyscy znaczący celebryci? Jak się okazuje, cała sprawa ma pewne drugie dno. Projektant Balenciagi Pierpaolo Piccioli ujawnił, że Meghan Markle... sama się zaprosiła się na pokaz jego kolekcji. „Meghan i ja poznaliśmy się kilka lat temu i od tamtej pory wymieniamy SMS-y” – powiedział 58-letni Piccioli w wywiadzie dla "The Cut". „Odezwała się do mnie i powiedziała, że chętnie przyszłaby na pokaz” - dodał.
Miał być sukces, a była lawina krytyki. Meghan Markle znów nie miała szczęścia
„Nie było żadnej strategii ani wielkiego planowania. Nikomu nie mówiłem o jej przyjeździe, bo chciałem, żeby to pozostało niespodzianką. W modzie prawdziwe niespodzianki zdarzają się rzadko, a ta była przepiękna” - dodał Piccioli. Pojawienie się Meghan Markle na pokazie Balenciagi miało być triumfalnym powrotem na salony, ale spotkało się z lawiną medialnej krytyki. Po pierwsze, wciąż jeszcze nie zapomniano tej marce dziwacznej kampanii reklamowej sprzed paru lat, w której wykorzystano zdjęcia dzieci trzymających pluszowe misie ubrane w stroje w stylu sado-maso. Po drugie, powitanie Meghan z Picciolim było komentowano jako niezręczne - wyglądało trochę tak, jakby ucałowała go na siłę. Krytykowany był nawet filmik z przejazdu limuzyną, jaki Meghan wrzuciła do sieci. Pojawiły się głosy, że to brak szacunku dla Diany, bo Markle jadąc w rejonie miejsca, gdzie zginęła matka jej męża, wesoło trzymała nogi na oparciu siedzenia.