Policjanci szukali krokodyla, który miał grasować pod Rzymem. Znaleziono go, ale okazało się, że...
Żadne wakacje nie mogą obyć się bez wakacyjnego potwora! Czy to puma, czy chupacabra albo pyton - co roku sezon ogórkowy obfituje w bestie czające się w chaszczach na turystów. Tak było ostatnio także we Włoszech, gdy spokojną dotąd miejscowością Ladispoli pod Rzymem wstrząsnęła wiadomość o grasującym w okolicy... krokodylu. Ktoś zrobił nawet zdjęcie gada z rozdziawioną paszczą, czyhającego na mieszkańców i turystów w rzece Sanguinara. Zdjęcie obiegło media społecznościowe, wybuchła zbiorowa panika. Służby potraktowały sprawę bardzo poważnie i zarządzono wielkie poszukiwania krokodyla, bo spotkanie z takim zwierzem może skończyć się przecież tragicznie. Czyżby uciekł z jakiejś domowej hodowli ekscentrycznego milionera? A może ocieplenie klimatu sprawiło, że krokodyle zaczęły osiedlać się w Europie? Nie brakło najdzikszych spekulacji!
Drony, karabinierzy, strażnicy, obrona cywilna - wielka obława na gada
Niepokój był tak duży, że miejscowe władze podjęły decyzję o wszczęciu poszukiwań przy wykorzystaniu dronów. W zakrojonej na szeroką skalę operacji uczestniczyli karabinierzy, strażnicy miejscy, wolontariusze Obrony Cywilnej. Przeczesywano zarośla w pobliżu rzeki, obserwowano całą okolicę, a mieszkańcy pouciekali do domów. Wkrótce gad został namierzony! A wtedy okazało się, że co prawda faktycznie ma groźną minę i rozdziawioną nieustająco paszczę, ale za to jest... plastikowy. Jak zapewnia burmistrz Ladispoli, Alessandro Grando, krokodyl to jedynie zabawka.
„My zawsze zostawiamy w tym samym miejscu zabawki, którymi nie bawią się już nasze dzieci"
„Po niezbędnych czynnościach możemy wreszcie potwierdzić, że nie ma żadnego groźnego gada w rzece Sanguinara. Choć od początku wydawało się, że jest to nieprawdopodobne, kompetentne służby przeprowadziły wszystkie konieczne kontrole, by wykluczyć potencjalne zagrożenie dla mieszkańców” – oświadczył. Media i policja dotarły nawet do kobiety, która zostawiła sztucznego krokodyla w wodzie. W wywiadzie telewizyjnym tłumaczyła: „My zawsze zostawiamy w tym samym miejscu zabawki, którymi nie bawią się już nasze dzieci po to, by mogły bawić się nimi inne Ten krokodyl ma otwartą paszczę. Jest pomazany flamastrami, którymi mój syn go pokolorował” – mówiła kobieta. Jak dodała, poza krokodylem był tam też wielki sztuczny dinozaur. Całe szczęście, że nikt nie zdążył go sfotografować i wywołać popłochu!