Pomóżmy Adasiowi wygrać z chorobą

2013-03-02 3:00

Chciałabym, aby leczenie Adasia się rozpoczęło. Chodziłam po ulicach Greenpointu i rozdawałam Polakom ulotki z prośbą o pomoc dla Adasia. Czułam się jak… ale wiele osób było bardzo życzliwych. Rozumiało sytuację - mówi nam walcząca o zdrowie wnuka Danuta Gołebiowska.

Adaś ma obecnie 7 lat. Gdy był zaledwie dwutygodniowym noworodkiem, lekarze w Lublinie stwierdzili u niego raka siatkówki.

- Adaś odziedziczył chorobę po swojej mamie, która chorowała na retinoblastomę i ma usunięte oczy - opowiada Danuta Gołebiowska, babcia Adasia. - Mój wnuczek był przez wiele lat leczony w Londynie. Niestety, powiedziano nam, że już nic więcej dla nas nie mogą tam zrobić - dodaje babcia.

Chłopczyk jest bardzo pogodnym dzieckiem, choć okrutnie doświadczonym przez los. Ma wiele zainteresowań, uwielbia się uczyć, bawić, lubi sport. Adaś ma niewidomych rodziców, w związku z tym opiekę nad nim przejęła babcia. Ze swoją mamą i swoim tatą spotyka się jedynie w weekendy.

- Jest bardzo dzielny. Przywykł do swojej choroby. Gdy idzie na badania, pogodzony wyciąga rękę do ukłucia, nie płacze przy pobieraniu krwi. Bez sprzeciwu poddaje się uśpieniu. Wszelkie zabiegi znosi dzielnie. Od urodzenia przebywa w szpitalach i kolejny wyjazd na leczenie traktuje jak codzienność. Szkoda, że jego dzieciństwo wypełnione jest takimi doświadczeniami i cierpieniami - opowiada babcia chłopczyka.

Obecnie Adaś wraz z babcią przebywa w Nowym Jorku. Przyjechał tu na zabieg i konsultacje do kliniki Memorial Sloan-Katerring Cancer Center do dr. Abramsona i następnie zostanie zbadany przez specjalistów z University Hospital of Columbia and Cornell. Jedyny problem, jaki ma teraz rodzina chorego chłopca, to pieniądze, które są potrzebne na leczenie.

- To jest jedyna i niepowtarzalna szansa dla Adasia. Potem zostaje nam tylko usunięcie jedynego oka i codzienne zmaganie się z nieodwracalną ślepotą - mówi babcia chłopczyka. - W Nowym Jorku przyjaciele naszych przyjaciół pomagają nam rozwiązać codzienne problemy i zdobywać pieniądze. Tu w hostelu Ronalda McDonalda jest miło. Mamy dobre warunki, dbają o nas, ale długie oczekiwanie na rozpoczęcie leczenia jest dużym stresem. A ja muszę się spieszyć, wygrać z czasem. Jest szansa, trzeba ją wykorzystać. Świadomość, że rak nie czeka, że choroba postępuje, nakręca mnie. Co mogę jeszcze zrobić? Jeszcze telefon do fundacji, jeszcze e-mail w sprawie dofinansowania. Trzeba wstać wcześniej, bo w Polsce już pracują, potem, gdy w Polsce już kończą pracę, trzeba działać w instytucjach w Nowym Jorku. Tak wykorzystuję różnicę czasu, ale zmęczenie daje znać o sobie. Obiecuję sobie, że wyśpię się się podczas weekendu… Może, bo trzeba będzie jeszcze coś zrobić - mówi szukająca wsparcia finansowego babcia Adasia.

Możesz pomóc Adasiowi

Wszelkie szczegóły na stronie www.adamaftyka.com

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki