Sto wystaw Janusza Skowrona

2015-04-04 20:21

Tuż przed świętami Wielkanocnymi rozmawiamy z Januszem Skowronem, dzięki któremu w na Greenpoincie kwitnie artystyczne życie. W tutejszym Starbucks jeszcze do 4 maja można tam oglądać wystawę plakatów Rafała Olbińskiego. To zarazem setna wystawa zorganizowana w tym miejscu przez Skowrona.

Sto wystaw, to imponujące osiągnięcie. Chyba nie jest łatwo organizować takie przedsięwzięcia. Tobie się jednak udaje…
- Zacznę od tego, że każda wystawa wymaga poświęcenia od kilkunastu godzin do kilku dni. To nie tylko oprawianie prac, ale i przewożenie ich, wieszanie, ściąganie czy przygotowywanie informacji dla mediów: tekstów, zaproszeń, katalogów i plakatów. Na pewno łatwiej organizować wystawy mając wsparcie finansowe i sponsorów. Artyści  w kawiarni Starbucks i Galerii A.R nie partycypują w kosztach, a ja nie otrzymuję żadnego wynagrodzenia. Robię to bezinteresownie z potrzeby serca i miłości do sztuki.               

Jak godzisz życie prywatne z zawodowym i swoją pasją - organizacją wystaw?
- Z wiekiem coraz trudniej. Bo dla mnie wszystko jest ważne. I życie prywatne, uprawianie własnej sztuki, praca z polskimi seniorami, podróże, organizowanie wystaw i wiele innych... By pogodzić te wszystkie zajęcia trzeba często z czegoś zrezygnować np. nie oglądam telewizji i krócej śpię.

A która z wystaw jest najbliższa Twojemu sercu?
- Właściwie wszystkie były ważne i bliskie mojemu sercu. Jednak eksponując prace artystów z Polski miałem wielką satysfakcję, że zobaczą je Amerykanie. Nie było przypadkowych wystaw.

A która z tej setki była najbardziej spektakularna?
- Na pewno obecna - setna wystawa. Plakaty Rafała Olbińskiego są wspaniałe a bywalcy kawiarni SA nimi zachwycają. Wiele osób przychodzi tylko po to, by je obejrzeć. Na otwarciu wystawy byli wielbiciele sztuki, artyści i przyjaciele. I była obecna Konsul Generalna Urszula Gacek oraz konsul Alicja Tunk. To dzięki nim mogłem wyeksponować plakaty Olbińskiego. Otwarcie setnej wystawy w Starbucks miało swój finał w pobliskim Klubie Amber, gdzie odbył się wspaniały koncert duetu jazzowego -  gitarzysty Pawła Ignatowicza i pianistki Yayoi Ikawy.

Jak dokonujesz selekcji artystów, których prace są pokazywane?
- Przede wszystkim sam zapraszam artystów. Ale często oni sami zgłaszają się do mnie, pokazują swoje portfolio. Staram się tak planować kolejność wystaw, by nie były eksponowane te same techniki po sobie. A więc po malarstwie jest fotografia, później grafika, plakat, ilustracja lub rysunek. Były też płaskorzeźby Lubomira Tomaszewskiego. Generalnie nie wieszam prac z aktami i scenami przemocy. Na pierwszej wystawie w czerwcu 2007 roku wystawiałem przez godzinę akty, które - po telefonicznej interwencji managera kawiarni - musiały być usunięte. Zamieniłem je szybko na pejzaże...

Od 2013 roku prowadzisz galerię A.R
- Pomysł powstania galerii powstał na początku września 2013 r., kiedy przenosiliśmy Klub Amber z Williamsburga na Greenpoint. Pomieszczenie - szeroki hall z kwadratowym filarem, przez które przechodziło się z windy do sali Klubu Amber - idealnie nadawało się do eksponowania kameralnych wystaw. Po zawieszeniu pierwszych prac miejsce nagle ożyło. Nie bez znaczenia jest sąsiedztwo klubu Amber, w którym ciągle coś ciekawego się dzieje.

Kogo tam wystawiasz?
- W Galerii A.R staram się eksponować prace na papierze, dlatego też zapraszam głównie fotografików, grafików i ilustratorów. Odbyły się np. dwie zbiorowe wystawy fotografii o tematyce zimowej. Do chwili obecnej pokazów było 13.

Rozmawiamy tuż przed Świętami Wielkanocnymi. Powiedz jak celebrujecie ten świąteczny czas w Twoim rodzinnym domu?
- Na wielkanocnym, udekorowanym pisankami i kwiatami stole jest zawsze koszyczek ze święconką. Żona Ania, z moją i syna pomocą przygotowuje biały barszcz i sałatkę jarzynową. Na deser jest ciasto. Gdy jest ładna pogoda, jedziemy na spotkanie wielkanocne pod pomnik króla Jagiełły do Central Parku. Niestety, nie mamy lanego poniedziałku...
Rozmawiała Agnieszka Granatowska



Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki