Widziałem ulice z ludźmi pędzącymi za szczęściem

2013-03-25 17:59

Był ministrantem, ratownikiem wodnym, harcerzem, uczył się w szkole muzycznej. Został wybitnym i docenianym w Nowym Jorku aktorem, reżyserem i osobowością teatralną. O tym, jak zaczęła się jego przygoda z Ameryką, opowiada Czytelnikom „Super Expressu” Omar Sangare, chłopak ze Stalowej Woli.

O tym, że znalazłem się w metropolii zdecydowało samo życie. Podczas pierwszej wizyty w Nowym Jorku byłem pod wrażeniem świateł wielkiego miasta, ale bez zamiaru pozostania w Ameryce na stałe. Dwadzieścia lat temu przyleciałem razem z innymi studentami warszawskiej Akademii Teatralnej, aby uczestniczyć w przedstawieniu muzycznym przygotowywanym dla Lincoln Center. Dziesięcioro studentów z Polski i dziesięcioro z Ameryki pracowało wspólnie nad hitami broadwajowskimi.

To był labirynt
Podczas pierwszego dnia mojego pobytu w Nowym Jorku miałem wrażenie, że znajduję się w labiryncie. Straciłem poczucie otwartej przestrzeni, widziałem korytarze ulic z ludźmi pędzącymi za szczęściem. Później każdego kolejnego dnia odnajdywałem swoją drogę, asymilując się z kulturą Nowego Jorku. Ciekawość dla nowej kultury była kluczem, który otwierał drzwi do nowych projektów i znajomości. W epicentrum wielonarodowościowym Nowego Jorku mogę poznawać nie tylko tradycję amerykańską, ale również tradycje i obyczaje innych krajów. Spacer po Manhattanie to najłatwiejszy sposób na podróżowanie po świecie. Z Małej Italii mogę dostać się do Chinatown, przechodząc na drugą stronę ulicy.
Po tej wakacyjnej przygodzie wróciłem do Warszawy na ostatni rok studiów teatralnych. Po pierwszej wizycie w Stanach każdy film o Nowym Jorku przypominał mi znajome miejsca i sytuacje; działało to jak narkotyk.


Wszystkie drogi prowadzą do Nowego Jorku
Pięć lat później znów przyleciałem do Ameryki, na Międzynarodowy Festiwal Teatrów Niezależnych w Nowym Jorku. Zagrałem tam wtedy swój monodram „Recenzent naprawdę teatralny” i na fali kolejnych zaproszeń wracałem do Stanów regularnie każdego roku.
Przyjęcie stanowiska profesora teatru w Williams College i rozpoczęcie pracy nad festiwalem monodramów na Manhattanie związało mnie z Ameryką na stałe. Okazało się, że wszystkie drogi prowadziły do Nowego Jorku.


Pierwsze auto pożyczyłem
W realizacji „mojego snu” pomogło mi obserwowanie, jak inni realizują swoje marzenia – to naprawdę inspiruje. Niedawno czytałem książkę Marcina Wrony. To pasjonująca opowieść o przygodach autora, jego rodziny i społeczności polskiej w Stanach Zjednoczonych. Fascynująca lektura i przydatny poradnik dla nowo przybyłych imigrantów.
Moim przewodnikiem była przed laty Elżbieta Czyżewska. Jej opowieści o świecie artystycznym Nowego Jorku fascynowały. Graliśmy razem w sztuce „Szósty stopień oddalenia”. Do dzisiaj cenię sobie przyjaźń z autorem tej sztuki, Johnem Guarem.
Na początku po labiryncie Nowego Jorku jeździłem samochodem pożyczonym od przyjaciół: Joasi i Jarka Gołaszewskich. Przeżycia za kierownicą przypominały amerykańskie kino akcji. Na ulicach toczy się tutaj ciągłe starcie: żółte taksówki kontra reszta świata. W tej wolnoamerykance biorę dzisiaj udział, jeżdżąc własnym mustangiem.


Spełniony w mekce teatru
Tak naprawdę na realizację amerykańskiego snu mam czas tylko w nocy. Podczas dnia zderzam się z amerykańską rzeczywistością, w której czekają na mnie studenci Williams College, e-maile, telefony, życie wirtualne i realne, organizowanie festiwalu United Solo, spotkania towarzyskie i biznesowe oraz gazylion mniejszych czy większych spraw. To wszystko wymaga autentycznego zaangażowania.
Moje spełnione marzenie polega na poczuciu, iż każdy dzień jest nadzwyczajny. Jednego dnia poświęcam więcej czasu sprawom akademickim, innego – sprawom artystycznym czy kontaktom z rodziną i przyjaciółmi.
W Nowym Jorku nie ma czasu na nudę. To miasto jest mekką współczesnego teatru. Można tu zobaczyć musicale światowego formatu czy przedstawienia Petera Brooka albo Piny Bausch. Niedawno zaprosiłem artystów teatru Piny do poprowadzenia warsztatów teatralnych w Williams College. Nowy Jork łączy artystów ze świata.


Przede mną jeszcze wiele marzeń, zapewniam, że jest ich dużo i wszystkie czekają w długiej kolejce.
Wysłuchała Agnieszka Granatowska

Omar Sangare
Pochodzi ze Stalowej Woli. Tam spędził swoją młodość. Był ministrantem, ratownikiem wodnym, harcerzem. Uczył się w szkole muzycznej. Ukończył Akademię Teatralną w Warszawie, studiując pod okiem takich mistrzów sceny, jak: Tadeusz Łomnicki, Zbigniew Zapasiewicz, Ryszarda Hanin i Andrzej Wajda. Zaproszony przez British American Drama Academy współpracował z Jeremym Ironsem, Alanem Rickmanem i Derekiem Jacobim na Oxfordzie. W 2006 r. otrzymał tytuł doktora Akademii Teatralnej w Warszawie. Od wielu lat z sukcesem realizuje swoje artystyczne zamierzenia. Jest laureatem prestiżowych nagród. Za swój autorski monodram „Recenzent naprawdę teatralny” otrzymał tytuł Najlepszego Aktora na Festiwalu Teatrów Niezależnych w Nowym Jorku oraz nagrodę za Najlepszy Spektakl na Festiwalu Teatralnym w San Francisco. W minionym roku Omar Sangare osiągnął swój kolejny sukces. Znany branżowy portal Nytheatre.com przyznał mu tytuł Osobowość Roku. Doceniono go za wpisanie na stałe do nowojorskiego kulturalnego kalendarza największego festiwalu monodramów „United Solo”, którego jest pomysłodawcą i dyrektorem. Omar jest pierwszym Polakiem, który otrzymał to prestiżowe wyróżnienie.

Agnieszka Granatowska

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki