Turyści rzucają się na jedzenie, a potem połowa się marnuje. Hotel w Tunezji znalazł na to sposób
Wakacje all inclusive to dla wielu sposób na udany urlop. Wszystko w pakiecie, nie trzeba się o nic martwić ani się wysilać. No, może nie licząc bitwy o jedzenie w bufecie hotelowym. Turyści dziko rzucający się na szwedzki stół podczas wakacji all inclusive - kto był na takim wyjeździe, ten mógł oglądać takie sceny, a może i sam stoczył bój o najpiękniejszą kanapkę. A potem nadmiar jedzenia marnuje się na niezliczonych zdobycznych talerzykach... "Ludzie zachowują się tak, jakby jedzenia nie widzieli. Na każdych wakacjach all inclusive widzę to samo – ludzie ładują talerze, jakby jedzenia miało zabraknąć, a potem połowa ląduje w koszu" - opowiada autor Facebookowego profilu On vs Ona i opowiada o tym, jak pewien hotel w Tunezji, gdzie niedawno był, poradził sobie z wycieczkami nienasyconych turystów.
Dobry czy zły pomysł? Dyskusja na temat metody tunezyjskiego hotelu podzieliła komentujących w internecie
Otóż w jadalni pojawiła się tabliczka informująca, że za każdy niewykorzystany talerz pełen jedzenia trzeba zapłacić 30 dinarów tunezyjskich, czyli około 37 złotych. Cel? Zniechęcić gości do bezmyślnego nakładania porcji „na zapas”. Przesada czy słuszna polityka? Pomysł hotelu wzbudził gorącą dyskusję w sieci. Wielu internautów przyklasnęło inicjatywie: „Bardzo dobre rozwiązanie na januszowanie", „Popieram! Próbuję, a jeśli coś mi smakuje, to biorę więcej – nie wyrzucam”, „Szacunek do jedzenia to podstawa. Tego trzeba uczyć, nawet na urlopie" - pisze część osób. Inni mieli jednak wątpliwości: „Co z dziećmi? One często chcą jedno, a po chwili już nie. Mamy za to płacić?”, „Skoro zapłaciłem za all inclusive, to chyba mam prawo nie zjeść czegoś, co mi nie smakuje”, „Nie zamierzam jeść na siłę tylko po to, by uniknąć kary.”