profesor Tomasz J. Wąsik_wirusolog

i

Autor: archiwum rozmówcy

Czy w kwestiach medycznych ludzie BARDZIEJ WIERZĄ POLITYKOM NIŻ LEKARZOM?

2020-09-05 20:04

Nie boję się, że zarażę się koronawirusem czy grypą, poniekąd ryzyko zawodowe. Boję się, że gdy – na przykład – dostanę migotania przedsionków, to nikt mnie nie przyjmie i sobie spokojnie umrę w domu na to migotanie. Boję się, że za późno będę miał wykryty nowotwór, bo lekarz mnie nie przyjmie i będzie leczył przez telefon… Tego się boję – przyznaje prof. dr hab. n. med. TOMASZ J. WĄSIK, kierownik Katedry i Zakładu Mikrobiologii i Wirusologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.

„Super Express”: – Zaszczepił się Pan przeciwko grypie?

Tomasz J. Wąsik: – Jeszcze nie, ale będę się szczepił, tak jak cała moja rodzina.

– Pan wie dlaczego 16 proc. personelu medycznego dotychczas szczepiło się przeciwko grypie?

– Nie wiem. Są pewne rzeczy, których zrozumieć nie potrafię. Wyszczepialność w Polsce przeciwko grypie to jakieś 4 procent. W Niemczech ona wynosi 60 procent. Proszę sobie porównać. Nieszczepienie się przez personel medyczny, nie tylko lekarzy, ale także pielęgniarki, ratowników medycznych i farmaceutów, uważam za naganne. Weźmy farmaceutów, którzy uważają, że nie szczepią się, z jakichś tam względów… Przecież ludzie z przeziębieniami, zagrypieni itd. pierwsze co robią, to przychodzą do apteki. Kichają na lewo i prawo. To samo dzieje się, działo się przed epidemią, bo teraz mamy system teleporadowy, w przychodniach. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego personel medyczny unika szczepień przeciwko grypie.

– A potrafi Pan zrozumieć, że lekarze rodzinni niechętnie oceniali, pewnie dalej oceniają, ministerialną koncepcję, w myśl której w podstawowej opiece zdrowotnej (POZ) dokonuje się kwalifikacji na testy w kierunku SARS-CoV-2 i wstępnej podziału na „covidowców” i „grypowców”? Porozumienie Zielonogórskie, skupiające rodzinnych lekarzy, żaliło się, że minister zdrowia nie pytał ich o zdanie.

– Czy mnie to dziwi? Proszę pana, to jest tak, jakbym ja u siebie w Katedrze powiedział, że odmawiam prowadzeń ćwiczeń ze studentami! Wybrali sobie taki zawód, składali przysięgę Hipokratesa? To jest to ich psi obowiązek,, Tak jak moim psim obowiązkiem jest nauczanie studentów mimo tego, że jest pandemia. To jest mój obowiązek bez względu na to, co się wkoło dzieje. Zatem jeśli lekarz boi się pacjenta, mówi, że będzie tylko w wyjątkowych przypadkach badał osobiście pacjenta, bo jest epidemia, więc teraz będzie udzielał teleporad, gdy przed pacjentami zamykają się poradnie, to jest to wysoce nieetyczne. A do tego, że obecny rząd praktycznie nie konsultuje niczego z nikim to Porozumienie Zielonogórskie powinno się już przyzwyczaić.

– Ostro Pan gra. Ostro.

– Jeżeli ktoś nie chce wykonywać swego zawodu, to niech zmieni fach. Nie ma w Polsce obowiązku bycia lekarzem.

– Tak czy inaczej na POZ-y spadnie nieco nowej pracy. Sceptycznie widzę to oddzielanie „covidovych” od „grypowych”, tym bardziej, że – wbrew temu co się powszechnie uważa – taka szczepionka nie zabezpieczy przed chorobą. Już widzę tych pacjentów z lekkimi objawami grypy po szczepieniu i tych równie lekkimi objawami COVID-19…

– Nie ma szczepionki przeciwko grypie, która chroniłaby w stu procentach przed zachorowaniem. Szczepionki chronią przed rozwojem objawów choroby. A wirus grypy jest taki, że on tak szybko zmienia się, że nawet ta szczepionka , którą weźmiemy sezonie grypowym 2020/2021, nie daje pełnej gwarancji, że u szczepionego nie rozwiną się objawy choroby. Daje gwarancję, proszę to podkreślić, że jeśli takie objawy pojawią się, to będą miały łagodny przebieg. Albo też przejdzie się subklinicznie, czyli zakażamy się, ale nie mamy objawów choroby.

– A jak do POZ-u przyjdzie pacjent, który będzie zakażony dwoma wirusami: grypy i tym, którego teraz bardziej ludzie boją się? Jest to możliwe? Co wtedy?

– Oczywiście, jest możliwe, że będzie pan chory na COVID-19 i grypę jednocześnie. W normalnym państwie, w którym system ochrony zdrowia działa dobrze, to takiemu pacjentowi wykona się badania genetyczne PCR lub antygenowe w kierunku obecności wirusa grypy oraz na obecność w organizmie także SARS-Cov-2. Lekarz dostaje wynik i na tej podstawie chory podwójnie jest odpowiednio leczony.

– Czyli dwa testy, licząc po cenach „nfzowskich”, circa po 300 zł za jeden…

– Niestety, diagnostyka laboratoryjna kosztuje. Jeśli mowa o pieniądzach… Sanepidy mamy niedofinansowane. Moim zdaniem pieniądze zamiast na telewizję Kurskiego i inne różne rzeczy, powinny „iść” do sanepidów. W każdym wojewódzkim sanepidzie powinna być pracownia wirusologiczna wykonująca testy w kierunku wirusa grypy i SARSA-2. Tam pracują diagności, po 5-letnich studiach, dający gwarancje rzetelności przeprowadzanych badań laboratoryjnych. Jeżeli je zleca się zewnętrznym firmom, które przed epidemią zajmowały się ustalaniem ojcostwa albo grupy krwi, to mamy takie sytuacje, w których raz pojawiają się wyniki pozytywne, a raz, uzyskane na tym samym materiale badawczym, negatywne. W rezultacie instytucja, która tym wszystkim powinna zajmować się, jest niedofinansowana, robi - – jak to się mówi – bokami i nie wyrabia się w terminach, choć pracownicy spędzają noce w tych laboratoriach. To jest, proszę pana, coś, co nazwa się kwadraturą koła!

– Trzy miesiące temu, gdy rozmawialiśmy, Pan nie czuł się na siłach, by stwierdzić: „jesienią będzie kolejna fala epidemii”. Dziś już Pan potrafi?

– U nas epidemia nie idzie falami. W Polsce mamy pełzający i stały wzrost , a to czy on jest duży czy mały, to efekt sterowania polityką wykonywania testów. Więcej wykonywanych testów, znaczy więcej wykrytych przypadków. A wie pan o co w tym wszystkim chodzi?

– Słucham, o co chodzi?

– W tym testowaniu najważniejsze jest to, ile osób z tych wykrytych z koronawirusem, zaraża. Bo te osoby są groźne. Są osoby pozytywne, o małym ładunku wirusa, które praktycznie nie zakażają innych i są tzw. superroznosiciele zakażający wiele osób i diagnostyka wina być nastawiona właśnie na wykrywanie tych „superzarażaczy”. Zgadzam się z posłem Andrzejem Sośnierzem i jego poglądami na temat działań przeciwpandemicznych. Tylko co z tego, jak pana posła nie słucha nawet własne środowisko polityczne. A nie słucha, bo to wiąże się z reformowaniem systemu, a za tym idzie dużymi nakładami finansowymi, a pieniędzy w budżecie najwyraźniej na to nie ma.

– Obawia się Pan, że jesienią przez pandemię i grypę sezonową może zatkać się system ochrony zdrowia, szczególnie lecznictwo zamknięte, czyli przede wszystkim szpitale?

– Proszę pana, tego się najbardziej obawiam! Boję się tego., Nie boję się, że zarażę się koronawirusem czy grypą. Boję się, że gdy – na przykład – dostanę migotania przedsionków, to nikt mnie nie przyjmie i sobie spokojnie umrę w domu na to migotanie. Boję się, że będę gdzieś leżał na korytarzu i mogę nie doczekać pomocy. Boję się, że mnie karetka będzie woziła od szpitala do szpitala, bo mnie nie będą chcieli przyjąć. Boję się, że za późno będę miał wykryty nowotwór, bo lekarz mnie mnie przyjmie, a będzie leczył mnie przez telefon… Tego się boję.

– Widzę, że jest Pan mocno poirytowany…

– Jak się przychodzi spotkać z niedorzecznościami, to nietrudno o irytację. Były całe wakacje na przygotowanie szkół do nowego roku, to czekano prawie do dzwonka. Strategia działania przeciwepidemicznego już dawno powinna być znana i podana do wiadomości. Decyzje dotyczące zwalczania epidemii dotychczas były podawane na podstawie oceny politycznych korzyści, vide: idźcie na wybory, bo już uporaliśmy się z tym wirusem… Jak tak można okłamywać społeczeństwo?

– Pan ma wątpliwości?

– Nie, ja się na tym znam. Jeśli politycy mówią o medycynie, to wiem, co jest prawdą, a co jest bajką, którą „ciemny lud ma kupić”. Gdy laik słyszy prezydenta, który mówi, że się nie szczepi przeciwko grypie, bo nie, to uwierzy, że tak trzeba. Ludzie słyszą, że takie oświadczenia wygłasza prezydent, premier też mówi podobne rzeczy, a są dla nich autorytetami, to im wierzą.

– Ani prezydent, ani premier lekarzami nie są…

– Tak, ale jak tacy ludzie jak poseł Sośnierz, wirusolodzy i zakaźnicy coś radzą, to odbiór w pewnych kręgach jest taki: o czym ci jajogłowi mówią, o czym ta „elyta” mówi? Co oni tam wiedzą! To jaki w tej sytuacji mamy autorytet, by nam uwierzono, bo się znamy na tym, o czym mówimy…

– W kwestiach medycznych politykom ludzie bardziej wierzą niż lekarzom?

– Jak widać.

Pacjent wychodzi na czworakach ze szpitala

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze artykuły