przedszkole

i

Autor: Andrzej Bęben

Pani doktor wystawi zaświadczenie, że moje dziecko nie jest zarażone!

2021-09-14 16:46

Przychodzi matka przedszkolaka do lekarza rodzinnego i prosi o wystawienie zaświadczenia, że dziecko nie jest zarażone SARS-CoV-2. Po wakacjach takich poświadczeń wymaga się od rodziców w żłobkach, przedszkolach i szkołach. Po co i dlaczego? Ano tak, na tzw. wszelki wypadek. Lekarze podstawowej opieki są zbulwersowani takimi żądaniami.

Do Porozumienia Zielonogórskiego lekarze pierwszego kontaktu zgłaszają, że taka „moda” staje się powszechna i źle wpływa na funkcjonowanie przychodni lekarzy rodzinnych. Przeżywamy prawdziwe oblężenie – alarmują lekarze. Porozumieniu (grupuje 14 tys. lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej) problem z prośbami rodziców o wystawianie zaświadczeń znany jest od lat. Wcześniej chodziło o kwit, w którym lekarz stwierdziłby, że dziecko nie może pić mleka itp. Teraz chodzi o to, żeby rodzinni wystawiali poświadczenia wykazujące, że to czy inne dziecko nie jest zrażone wiadomym wirusem. Albo, że choć ma katar, to może chodzić do przedszkola (wszystkie te przybytki w czasie epidemii nie przyjmują dzieci zakatarzonych).

– Lekarze nie powinni wystawiać zaświadczeń np. o braku przeciwwskazań zdrowotnych np. do uczęszczania do żłobka czy przedszkola. Nie ma do tego podstaw prawnych. Zgodnie z przepisami ustawy o opiece nad dziećmi, do przyjęcia do danej placówki wystarczy oświadczenie rodziców, że dziecko jest zdrowe – wyjaśnia Joanna Szeląg, lekarz rodzinny z Białegostoku i ekspert Porozumienia Zielonogórskiego. Podkreśla absurdalność żądań placówek oświatowych, które domagają się przedstawiania wspomnianych zaświadczeń: – To już zupełny absurd. Jeśli miałoby to chronić przed przyjęciem dziecka z COVID-19, to zupełnie mija się z celem. Zakażenie koronawirusem może potwierdzić lub wykluczyć jedynie test.

Poradnik Zdrowie: sezon grypowy - co trzeba wiedzieć o grypie i szczepionce?

To nie pierwszy i nie ostatni absurd wygenerowany wskutek sytuacji epidemicznej. – Wysyłanie w czasie pandemii rodziców i zdrowych dzieci do przychodni, do lekarzy po zaświadczenia – to nieodpowiedzialność, brak rozwagi i lekceważenie panujących teraz zasad – uważa dr Szeląg. I jak słusznie wykazała obawy kierujących żłobkami, przedszkolami, szkołami czy ośrodkami wychowawczymi itd. mogą rozwiać wyłącznie testy oraz… szczepienia dzieci i młodzieży. Przy czym co do zasadności podawania tych ostatnich, szczególnie dla dzieci poniżej 12. r. życia, zdania wśród ekspertów są podzielone.

Przypomnijmy, że w lipcu Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało, że szczepienia dzieci w grupie wiekowej od 5. do 12. r. życia mogą ruszyć już we wrześniu. Uzależniono to od decyzji, czytaj: zezwolenia, Europejskiej Agencji Leków (EMA). Jak zapowiedział wówczas premier Mateusz Polski, gdy EMA dopuści szczepienia najmłodszych, to Polska niezwłocznie do nich przystąpi. W maju EMA wydała zgodę na szczepieni dzieci i młodzieży od 12. r. życia. Jak podało Ministerstwo Zdrowia obecnie zaszczepionych jest 34,4 proc. uczniów w wieku 12-18 lat.

12-latków zaszczepiło się: 21,97 proc. 13-latków: 27,07 proc. 14-latków: 31,54 proc. 15-latków: 35,18 proc. Najwięcej zaszczepionych jest w grupach 17- (43,14 proc.) i 18-latków (46,47 proc.). Rodzice zaszczepionych nie muszą biegać do przychodni. Wystarczy QR kod z Internetowego Konta Pacjenta. Przypomnijmy, że minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek, w rozmowie z Agnieszką Grotek, powiedział: – Jeśli ktoś się boi, że zarazi się koronawirusem i ciężko będzie przechodził chorobę, w każdej chwili może i powinien udać się do najbliższego punktu szczepień. Ja uważam, że dzisiaj powinniśmy postawić na odpowiedzialność własną ludzi...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze artykuły