James_robot

i

Autor: ZoraBot

ZASTĄPI pielęgniarki i poda pacjentowi leki? JUŻ PODAJE i chirugowi też pomoże

2020-10-01 16:00

To nie jest tak, że jedynie w Polsce brakuje pielęgniarek i pomocy medycznej. By takie niedobory pokryć, a jednocześnie obniżyć koszty stałe placówki ochrony zdrowia, w świecie coraz częściej sięga się po robotyzację. U nas to jeszcze piosenka przyszłości, którą jednak – prędzej czy później – usłyszymy w polskich przychodniach, szpitalach czy domach opieki społecznej i spokojnej starości.

W polskich szpitalach pielęgniarki roznoszą codzienne porcje leków. To norma. Od ćwierć wieku w niemieckich szpitalach pielęgniarki podają leki tylko pacjentom obłożenie chorym. Pozostałym, prawie pod nos, dostarczane są pocztą pneumatyczną. To już jest jednak nieco archaiczne rozwiązanie, bo teraz do akcji, czytaj do szpitali i domów starości, wkraczają roboty zastępując skutecznie w prostych czynnościach pielęgniarki i opiekunki. Jednym z producentów takich człekopodobnych robotów jest belgijska firma ZoraBots. Wypuszcza na rynek moc uniwersalnych robotów mogących służyć, w zależności od oprogramowania, albo w szpitalu, albo w... sklepie. W Belgii można je spotkać także w tych ostatnich, sprawdzają tam, czy klienci mają... założone maseczki ochronne. ZoraBots, w ramach łączenie przyjemnego z pożytecznym, udostępniła bezpłatnie wszystkie swoje Jamesy (tak się nazywają te maszyny) do domów spokojnej starości i szpitali. James jest sterowany głosowo. Komunikuje się w jednym z 59 języków. „Jestem lokajem, na którego czekałeś. Poruszam się szybko, myślę inteligentnie i skanuję otoczenie w mgnieniu oka” – zachwala się maszyna, która bez trudu może się przemieszczać przez minimum 9 godzin, z pokoju do pokoju. Może łączyć pacjenta z zewnętrznym kontaktem, również w trybie wideo. Jamesy pracują również poza Belgią, we Francji, USA i Holandii.

Taki robot-sługa (w świecie jest wielu ich producentów) to wydatek co najmniej kilkunastu tysięcy euro. W zachodnim świecie zwróci się w mniej niż w rok. „Prawdziwe” roboty medyczne, używane do wykonywania skomplikowanych procedur medycznych, nie są humanoidopodobne, bo nie są po to, by nawiązywać kontakt z pacjentami, ale po to, by ich leczyć. W 2019 r. rynek robotyki medycznej i komputerowego wspomagania zabiegów chirurgicznych był wart 4,6 mld USD. Co roku wzrasta na wartości o 20 proc. Teraz w świecie pracuje ok. 3 mln robotów medycznych. Najbardziej znanym z tych systemów (bo w takiej kategorii trzeba postrzegać robotyzację medyczną) jest robot Da Vinci amerykańskiej firmy Intuituve Surgical wykorzystywany w kardiochirurgii, przy precyzyjnych zabiegach małoinwazyjnych. Jeden kosztuje kilkanaście milionów złotych.

Polacy nie gęsi... Też mamy robota własnej konstrukcji i to na dodatek pierwszego stworzonego w Europie. To Robin Heart autorstwa zespołu naukowców z Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii w Zabrzu. Szkopuł w tym, że nie ruszyła ich przemysłowa produkcja. Według raportu „Rynek robotyki chirurgicznej w Polsce 2019. Prognozy na lata 2020-2023”, opracowanego przez Upper Finance i PMR, w USA jeden Da Vinci przypada na 100 tys. mieszkańców, w Europie jest jeden na 800 tys., a w Polsce – jeden na 6,5 miliona. W Niemczech pracuje 130 systemów Da Vinci, w Polsce osiem. W Polsce powinno być takich robotów ponad 30, by utrzymać standardy europejskie.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze artykuły