- Mam dla Leo nową umowę i pudełko cygar Monte Christo na długie zimowe wieczory. Obaj ulegamy nałogowi, ale przecież palenie cygar jest takie niewinne - uśmiechał się "Listek" i tłumaczył szczegóły nowego kontraktu Holendra. - Uzgodniliśmy, że Beenhakker będzie pracował z nami do 30 listopada 2009 roku, czyli do końca eliminacji mistrzostw świata 2010. Jeśli uzyskamy awans na mundial w RPA, to kontrakt zostanie automatycznie przedłużony - wyjaśniał Listkiewicz, a zadowolony Leo dodał od siebie:
- Bardzo mi się spodobało, że PZPN chce przedłużyć ze mną umowę bez względu na ostateczny wynik eliminacji mistrzostw Europy. Przyznam, że to był główny powód, dla którego zgodziłem się przedłużyć kontrakt. Praca z polskimi piłkarzami to przyjemność, mówię to szczerze i z głębi serca. Pamiętam, jak to wyglądało na początku, kiedy przegraliśmy pierwszy mecz z Finlandią. No, nie było łatwo, ale wstaliśmy z kolan i teraz jesteśmy na bardzo dobrym miejscu. Ta drużyna może być jeszcze lepsza i dlatego warto zostać tu dłużej.
Beenhakker i spółka są coraz bliżsi awansu do ME, a to oznacza, że zgarną premię w wysokości 1,5 miliona dolarów na zespół.
- Potwierdzam, właśnie tyle zapłacimy graczom za awans. Niestety, kurs dolara mocno ostatnio spadł, ale na to już wpływu nie mamy - opowiadał Listkiewicz.
A Beenhakker, spokojny przez większość czasu, zirytował się tylko raz, gdy usłyszał pytanie o pamiętne mecze Holandia - Belgia w 1985 roku. Prowadząc wtedy Holendrów, nie dał rady Belgom i nie pojechał na mistrzostwa do Meksyku.
- Nie rozumiem, dlaczego w Polsce ciągle zadaje mi się to pytanie?! To było 22 lata temu! To już historia, podobnie jak nasz mecz z Belgią sprzed roku. Ludzie! Ja 40 lat pracuję w futbolu, miałem wzloty i upadki, ale na szczęście wzlotów zdecydowanie więcej. O czym wy mówicie? Mówmy o sobocie. Tylko to się teraz liczy.