Buldożer rozjechał Alę! Tragedia w Toruniu

2016-12-10 6:00

Na chodniku, półtora metra od krwawej plamy widocznej na Szosie Chełmińskiej w Toruniu, bez przerwy palą się znicze, a przechodnie przystają, żeby się przeżegnać. To tu w środę wielki buldożer wjechał w dwuletnią Alusię, wyrwał ją z rąk mamy i śmiertelnie okaleczył. Rodzina dziecka jest w szoku, a policja z mozołem usiłuje odtworzyć przebieg tragedii.

Nikt nie wie, jak to się stało. Ani półprzytomna z rozpaczy matka dziewczynki Kamila H. (32 l.), ani nieliczni świadkowie wypadku, ani kierowca buldożera, który - jak twierdzi - prawidłowo jechał Szosą Chełmińską i nawet nie zauważył, że potrącił dziecko. Czyżby nieopatrznie wjechał na chodnik? A może to Alusia spadła na jezdnię z krawężnika wprost pod koła budowlanej maszyny? Pewne jest tylko jedno: zginęła na odcinku kilkuset metrów dzielących jej dom od przedszkola nr 6, do którego wraz z mamą codziennie odprowadzała starszego braciszka Mateusza.

- Ten buldożer wyjeżdżał z budowy. Córka szła prawidłowo. To nie jest jej wina. Pan wie, jak te maszyny jeżdżą po drogach. Ona ścięła zakręt. Otarła się o córkę. Kamila ma jeszcze ślad na kurtce! I wyrwała Alusię z jej rąk. Wyrwała... - szlocha pan Jerzy, dziadek dziewczynki.

Czytaj: Przez błąd lekarski od 10 lat jest w śpiączce. Lekarz nie chce płacić

Gdy przyjechało pogotowie, Alusia jeszcze żyła. Niestety, reanimacja prowadzona na miejscu zdarzenia, a później w karetce i szpitalu nie powiodła się. Zszokowanej matce dziecka też trzeba było udzielić pomocy. Tylko kierowca buldożera Sebastian K. (37 l.) z kamienną twarzą zapewniał policjantów, że do wypadku nie doszło z jego winy. - Na razie nie przesądzamy, jak to się stało. Apelujemy do wszystkich, którzy widzieli to tragiczne zdarzenie, by zgłaszali się na komendę - mówi Wioletta Dąbrowska (47 l.) z toruńskiej policji.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają

Materiał Partnerski

Materiał sponsorowany