O tym, że Julka jest ciężko chora, jej rodzice dowiedzieli się kilka dni przed drugimi urodzinami córeczki. Nie było tortu i świeczek. Był szpital, bo lekarze w Międzyrzeczu musieli stwierdzić, dlaczego dziecko ma taki duży, wypukły brzuszek. W końcu orzekli: rak nerki, wyrósł na niej 15-centymetrowy guz. - Zemdlałam, jak zobaczyłam wyniki USG. Myślałam, że to koniec - opowiada pani Anna.
Ale dla Julki to był dopiero początek związku z medycyną. Już czekali na nią onkolodzy w dziecięcej klinice we Wrocławiu. - Stałam i patrzyłam, jak zapłakana córeczka wraz z pielęgniarką znikają za drzwiami sali operacyjnej - mówi mama Julii. - No, ale jak otworzyłam oczy, to mamusia już przy mnie była - dodaje Julka.
Potem dziewczynka miesiącami leżała w szpitalach, bo osłabiony chemioterapią organizm łapał przeróżne infekcje, które kończyły się zapaleniem płuc. - Ale z każdym dniem rosła jednak szansa na wyzdrowienie - mówi pani Ania. - Lekarze są dobrej myśli, więc i my też, choć przed nami jeszcze długa i wyczerpująca terapia - dodaje. I droga. Sama tylko pielęgnacja cery Julki po naświetlaniach kosztuje fortunę, a państwo Zamrzyccy do krezusów nie należą. On jest drwalem, a ona nie pracuje. Bez pomocy ludzi dobrego serca nie uzbierają na leczenie córeczki.
Wesprzeć Julię można dokonując wpłaty na konto wrocławskiej fundacji:
,,Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową'': 11 1160 2202 0000 0001 0214 2867 z tytułem ,,Julia Zamrzycka'' a także przekazując jej jeden procent swojego podatku wpisując w PIT nr KRS fundacji: 86210 Julia Zamrzycka.
Zobacz: Lenka dziękuje czytelnikom Super Expressu za nowe oczka!