Od sobotniego świtu Bydgoszcz pogrążyła się w lodowym paraliżu. Około godziny 6 pojawiła się mżawka, która szybko zamieniła się w deszcz. Problem w tym, że termometry pokazywały –3°C, więc każda kropla natychmiast zamarzała. Na ulicach i chodnikach powstała gładka, niebezpieczna tafla lodu, a tam, gdzie opad trafił na zalegający śnieg – stworzyła się twarda, kilkucentymetrowa skorupa, której nie dało się ruszyć.
Służby poradziły sobie jedynie z głównymi trasami – przynajmniej one były przejezdne. Zupełnie inaczej wyglądały osiedla i drogi poza miastem, gdzie kierowcy walczyli o utrzymanie równowagi auta, a piesi o… zdrowie. Najgorzej było na przystankach autobusowych i tramwajowych, gdzie lód zalegał całymi płatami.
Polecany artykuł:
W internecie natychmiast pojawiła się fala komentarzy:
„Zima zaskoczyła drogowców! Jak co roku!”
„Ilu ludzi musi trafić do szpitala?”
„Cały zarząd miasta do dymisji!”
Mimo narastającej krytyki, ZDMiKP zabrał głos dopiero w niedzielę, 30 listopada. W oświadczeniu poinformowano, że wszystkie ekipy są w terenie, a dodatkowe prace zaplanowano na noc i poranek. Podkreślono też, że skala zjawiska była tak duża, iż nie istniała realna szansa, by utrzymać chodniki w całym mieście w dobrym stanie.
Zarząd wskazał, że marznący deszcz zniszczył efekty nie tylko pracy miejskich służb, ale i licznych mieszkańców odśnieżających swoje posesje. „Oczyszczanie miasta wymaga zaangażowania wielu stron – właścicieli posesji, spółdzielni, zakładów pracy” – zaznaczono. Dodano również, że podobne problemy dotknęły wiele innych polskich miast.
Mimo apeli o ostrożność, bydgoszczanie nie kryją frustracji. W ich ocenie miasto zostało kompletnie zaskoczone i nieprzygotowane, a ratowanie sytuacji rozpoczęło się zdecydowanie za późno. Jedno jest pewne – tak spektakularnego oblodzenia miasto nie pamięta od dawna.