Zabójca Olka mieszkał w tym samym bloku. Znany prawnik udusił 10-latka kablem i wrzucił do studni. Morderca jest już na wolności

2022-11-05 5:21

O zabójstwie 10-letniego Olka Ruminkiewicza znów jest głośno. 10-latek zginął okrutną śmiercią z ręki swojego sąsiada. Niedawno jego morderca, znany w Koninie prawnik, wyszedł na wolność po 25 latach spędzonych za kratami. Czy zabójca dziecka powinien cieszyć się wolnością? Wątpliwości co do tego ma prokurator generalny Zbigniew Ziobro, który złożył w tej sprawie skargę nadzwyczajną.

Tej zbrodni nie da się zapomnieć… Krzysztof F. z Konina (woj.wielkopolskie), znany i ceniony prawnik i biznesmen, udusił kablem od telewizora 10-letniego Olka Ruminkiewicza, a ciało dziecka wrzucił do studni. Zrobił to, by wyłudzić okup od bogatych rodziców chłopca, których znał doskonale, bo mieszkali w jednym bloku. Po zaginięciu chłopca udawał nawet, że pomaga w poszukiwaniach. Wpadł w ręce stróżów prawa i odsiedział już wyrok 25 lat więzienia. Wyszedł na wolność i na nowo układa sobie życie. Tymczasem Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro skierował do Sądu Najwyższego skargę nadzwyczajną na postanowienie Sądu Apelacyjnego, który orzekł, że zabójca chłopca, po odbyciu kary, może wyjść na wolność.

Olek poszedł do salonu gier, nigdy nie wrócił do domu

Ta historia w 1996 roku wstrząsnęła całą Polską. Był mroźny koniec stycznia, gdy 10-letni Olek po powrocie ze szkoły do domu poprosił swojego tatę o pozwolenie na wyjście do osiedlowego salonu gier. Wtedy takie miejsca były dla dzieci główną popołudniową atrakcją. Wojciech Ruminkiewicz, tata chłopca zgodził się, nie przypuszczał, że niedaleko domu może wydarzyć się tragedia. Salon gier był blisko domu, przebywały tam osoby, których ojciec chłopca znał.

Sam był znanym i cenionym, konińskim biznesmenem. Prowadził lombard i miał wielu znajomych. Jednym z nich był Krzysztof F. Do niedawna jeszcze sędzia sądu rejonowego, ale od jakiegoś czasu biznesmen, który zrzucił sędziowską togę, otworzył swoją kancelarię prawną i wypożyczalnię kaset wideo. Od dawna przyjaźnił się z rodziną Olka. Spędzał z chłopcem zresztą dużo czasu, przy urządzaniu swojej siłowni w piwnicy bloku, w którym mieszkał. Tego dnia, gdy chłopiec nie wrócił do domu o 20.00, a rodzice zaczęli się niepokoić o syna, nikt nie przypuszczał, że za zniknięciem dziecka stoi… znajomy.

Dramatyczne poszukiwania 10-letniego Olka

Około godziny 20.00, gdy Olek nie pojawił się w domu, rodzice początkowo szukają chłopca na własną rękę. Chodzą w miejsca, gdzie mógł przebywać, rozpytują znajomych. Wtedy mają jeszcze nadzieję, że nie stało się nic złego, że to tylko chwilowa nieobecność… Szukają w salonie gier, siłowni. Pytają kolegów. O 23.15 dzwonią na policję. Sprawa z chwili na chwilę robi się coraz bardziej dramatyczna. Chłopiec przepadł jak kamień w wodę, nikt nic nie wie, nikt nic nie widział.

- Nie ma wtedy jeszcze monitoringu, nie działa internet. Poszukiwania dziecka wyglądały wtedy zupełnie inaczej - mówi Wojciech Ruminkiewicz. Mężczyzna organizuje poszukiwania na szeroką skalę. Płaci nawet za benzynę tym, którzy jeżdżą po Koninie w poszukiwaniu chłopca. Straż, policja, wolontariusze, media - wszyscy są bardzo zdeterminowani, by odnaleźć Olka. Szukają go między innymi na terenie budowy szpitala i w pobliskich pustostanach. Chłopiec zawsze był bardzo zdyscyplinowany i grzeczny. Nie sprawiał żadnych kłopotów. - Pieszczotliwie nazywaliśmy go Małpusiem - mówi Ruminkiewicz. - Chciał w przyszłości zostać piłkarzem, często się uśmiechał i nigdy, przenigdy nie znikał z domu - dodaje.

100 tys. złotych za powrót Olka do domu

Dwa dni po zaginięciu chłopca, w domu Wojciecha Ruminkiewicza rozległ się dzwonek telefonu. - W kaplicy czeka na ciebie ważna informacja - mówi tajemniczy głos i się rozłącza. Ruminkiewicz popędził pod wskazany adres. Tam, w drzwiach kaplicy, odnajduje list: „Odzyskasz syna, jeśli zapłacisz 100 tys.”.

Ruminkiewicz z jednej strony zamarł, ale z drugiej ucieszył się, bo to znaczyło dla niego, że jest nadzieja na odnalezienie Olka całego i zdrowego. Jak bardzo się pomylił okazało się kilka dni później. Gdy zawożono pieniądze do pobliskiej miejscowości, tam, gdzie okup miał być pozostwiony, na jaw wyszła przerażająca prawda. W sprawę zamieszany jest… przyjaciel rodziny. Krzysztof F., znany w mieście prawnik, który nie jedno popołudnie spędził z chłopcem.

Udusił Olka kablem i wrzucił do studni

Po aresztowaniu mężczyzna wielokrotnie zmieniał swoje wersje. A to widział, jak ktoś porwał Olka, a to postanowił zarobić na jego zniknięciu, wyłudzając okup, twierdząc przy tym, że sam nie zrobił dziecku nic złego. Śledczy stali w martwym punkcie. Do rozwikłania zagadki ściągnięto z Poznania do Konina jednego z najlepszych wówczas speców od kryminalnych zagadek, policjanta Jerzego Jakubowskiego. Funkcjonariusz miał naprzeciwko siebie naprawdę trudnego przeciwnika, byłego sędziego, prawnika, który doskonale znał metody śledcze i dochodzeniowe. Wiedział, co i jak mówić. Jak kluczyć i mylić śledczych.

Policjanci postanawiają ponownie przeszukać mieszkanie Krzysztofa F. i jego samochód. To nie było pudło. W aucie prawnika zabezpieczono ślady obuwia Olka. Okazało się, że porwany chłopiec kopał w bagażnik samochodu, od wewnętrznej strony. Teraz F. przyznaje się, że w dniu zaginięcia dziecka widział Olka, ale jak utrzymywał, chłopiec spadł ze schodów, gdy schodzili do piwnicy i był to nieszczęśliwy wypadek. Koniec końców policja odnalazła ciało dziecka w studni, w sadzie za miastem…

Jak dowiedzieli się śledczy, mężczyzna kilkanaście dni przed zaginięciem zapożyczył się na dużą kwotę, bo był hazardzistą. Długi wpędziły go w kłopoty, a okup miał być na nie lekarstwem. Olek przed śmiercią szamotał się, upadł na brzuch, ale z rosłym, wysportowanym mężczyzną nie miał żadnych szans. Krzysztof F. udusił chłopca kablem. Ciało dziecka wrzucił do studni i przykrył gałęziami.

25 lat w więzieniu, teraz cieszy się wolnością

Obserwacja psychiatryczna wykazała, że w chwili popełniania zbrodni Krzysztof F. był poczytalny. W 1997 roku ruszył jego proces. Sprawa była bardzo medialna, ale prawnik nie przyznawał się do niczego. Mimo to sprawa była oczywista, a dowody mówiły same za siebie. Krzysztof F. został skazany na 25 lat więzienia. Zza krat wyszedł późną wiosną tego roku, mimo że Ruminkiewicz starał się, żeby zabójca jego dziecka trafił do Krajowego Ośrodka Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie.

Teraz mężczyzna próbuje ułożyć sobie życie. Jest sprzedawcą w małym sklepiku, wynajmuje kawalerkę w Łodzi. Morderca ojcu swojej ofiary jest też winny pieniądze. Panu Wojciechowi zasądzono wysokie odszkodowanie. - Dzisiaj jest mi winny 400 tysięcy złotych, z czego spłacił 3 tysiące - mówi Ruminkiewicz, który wyjaśnia, że pieniądze z odszkodowania chciałby przeznaczyć na dzieci, które zamierzają zostać sportowcami. - Mojemu synowi to się nie udało - tłumaczy.

Skarga Zbigniewa Ziobry na decyzję sądu

Właśnie do Sądu Najwyższego Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro skierował skargę nadzwyczajną na postanowienie Sądu Apelacyjnego, który wypuścił Krzysztofa F. na wolność. Jak tłumaczy rzecznik prasowy Prokuratury Krajowej Łukasz Łapczyński, błędnie przeprowadzono postępowanie dowodowe dotyczące uznania byłego sędziego Krzysztofa F., za osobę niebezpieczną dla otoczenia.

W ocenie prokuratora Krzysztof F. winien być umieszczony w ośrodku zamkniętym w Gostyninie. Tak się jednak nie stało. Czy to się zmieni? Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro zarzucił, że sąd naruszył przepisy ustawy o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzającymi zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób, a także przepisy Konstytucji RP. Dlaczego Krzysztof F. powinien zdaniem Zbigniewa Ziobry dalej przebywać za kratkami? Prokuratura Krajowa informuje, że Krzysztof F. podczas odbywania kary nie podjął terapii w zakresie uzależnienia od hazardu. - A to właśnie ten nałóg był główną przyczyną dokonania zabójstwa w nadziei na uzyskanie środków pieniężnych na długi i dalszą grę - mówi rzecznik prasowy Prokuratury Krajowej Łukasz Łapczyński.

Śledczy podkreślają, że skazany ma osobowość nieprawidłową, z zaburzeniami w sferze emocjonalno-motywacyjnej, a także cechuje go skłonność do mało przemyślanych działań impulsywnych. Kolejnym argumentem wskazywanym przez prokuratora jest to, że były sędzia nigdy nie wykazał chęci, by zrozumieć przyczyny zbrodni, której dokonał.

Pogrzeb 13-letniej Nadii, brutalnie zamorodowanej przez 19-letniego znajomego

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki