17-letni Michał wracał ze szkoły autobusem linii 204 z Wieliczki do Krakowa. Feralnego dnia miał ważny bilet okresowy, ale nie miał przy sobie legitymacji szkolnej, która uprawnia do ulgowych przejazdów. Jak relacjonuje w rozmowie z portalem wyborcza.pl jego ojciec, pan Tomasz, dokument prawdopodobnie został skradziony.
Gdy kontrolerzy zażądali okazania biletu i legitymacji, Michał zdał sobie sprawę z braku dokumentu. Zadzwonił do ojca, informując o sytuacji i prosząc o szybki przelew na kwotę 143 zł. Kontrolerka, która włączyła się do rozmowy, zagroziła, że jeśli nie otrzyma przelewu Blik, nie wypuści chłopaka z autobusu i wezwie policję.
Pan Tomasz początkowo podejrzewał oszustwo, ale po upewnieniu się, że rozmawia z kontrolerką, odmówił wykonania przelewu i poprosił o wystawienie mandatu kredytowanego. Kontrolerka jednak upierała się, że nie może wystawić wezwania do zapłaty bez potwierdzenia tożsamości przez policję.
Ojciec zaproponował, aby kontrolerka wysiadła z synem na węźle wielickim, gdzie mógłby podjechać i uregulować należność. Kontrolerka odmówiła, powołując się na zakaz opuszczania pojazdu. Poinformowała, że policja przyjedzie na przystanek końcowy Czerwone Maki, oddalony o 10 km od miejsca, w którym Michał miał wysiąść.
Zaniepokojony pan Tomasz wsiadł do autobusu na węźle wielickim. Zapłacił kartą żądaną kwotę, ale kontrolerzy twierdzili, że płatność nie przeszła i kazali mu zapłacić ponownie. Mimo okazania potwierdzenia z banku, kontrolerzy pozostali nieugięci i odmówili wystawienia mandatu kredytowanego w autobusie.
Michał i jego ojciec zostali zatrzymani w autobusie i zawiezieni na pętlę Czerwone Maki. Tam czekali już policjanci, którzy potwierdzili tożsamość chłopaka, a kontrolerzy wystawili wezwanie do zapłaty na kwotę 203 zł. Cała podróż w jedną stronę trwała ponad godzinę.
Pan Tomasz jest oburzony zachowaniem kontrolerów. Uważa, że zatrzymywanie nieletniego w autobusie, straszenie policją i wywożenie 10 kilometrów dalej niż powinien wysiąść, jest niedopuszczalne. Zwłaszcza, gdy chłopak chciał współpracować i przyjąć mandat.
- Niedopuszczalne jest zatrzymywanie nieletniego w autobusie, straszenie policją i wywożenie 10 kilometrów dalej niż powinien wysiąść. Zwłaszcza w momencie, gdy jest chęć współpracy i przyjęcia mandatu. Chodziło przecież nie o brak biletu, ale wyłącznie o brak legitymacji przy kontroli. Kontrolerzy powinni wysiąść z moim synem na jego przystanku i tam dokonać formalności, ewentualnie wezwać policję. W innym razie wygląda to, jak porwanie nieletniego – denerwuje się pan Tomasz, cytowany przez wyborcza.pl.
Mężczyzna złożył skargę do Zarządu Transportu Publicznego, domagając się ukarania kontrolerki i wprowadzenia procedur zapobiegających podobnym sytuacjom w przyszłości. W skardze pan Tomasz argumentował, że zmuszenie jego syna do kontynuowania podróży do przystanku końcowego Czerwone Maki stanowiło bezprawne zatrzymanie, ponieważ należność została uiszczona.
Dyrektor ZTP, Łukasz Franek uznał skargę za bezzasadną, twierdząc, że kontrolerka zachowała się sumiennie i zgodnie z przepisami. Przyznał jednak, że doszło do awarii terminala i przeprosił za niedogodność. Mimo to, pan Tomasz do dziś nie może odzyskać pieniędzy wpłaconych w ramach kary. Jego reklamacja nie została uwzględniona.
Biuro prasowe ZTP, zapytane o wyjaśnienia, przesłało fragmenty pisma dyrektora Franka, w którym ZTP podtrzymuje swoje stanowisko. Jednocześnie zapewniono, że młodsi pasażerowie traktowani są "z większą empatią".
- W przypadku kontroli osób małoletnich poniżej 15. roku życia, podróżujących bez opiekuna, kontroler ma zgodnie z regulaminem obowiązek podjąć nadzwyczajne środki ostrożności związane z zapewnieniem małoletniemu komfortu psychicznego podczas kontroli, w szczególności poprzez umożliwienie małoletniemu dojazd do przystanku docelowego lub umożliwić mu opuszczenie na nim pojazdu – zaznacza rzecznik ZTP, Sebastian Kowal.
Autobus miejski wbił się w drzewo! Kilkanaście osób rannych
