"Nie mogę być słaba"

Straciła Kubusia w wypadku, walczy o zdrowie drugiego synka Bartusia. "Pamiętam każdą minutę tamtego dnia"

2023-05-26 5:00

Mama to w Polsce rola szanowana jak żadna inna. Kochająca, oddana, pomocna, bezinteresowna, walcząca o dobro dziecka do końca. Taka też jest pani Beata, mama 5-letniego Bartusia. Chłopczyk od kilku lat zamiast cieszyć się beztroskim dzieciństwem, musi toczyć długą i żmudną walkę o powrót do zdrowia. Pomaga mu mama, której życie zmieniło się na dobre w jednej, tragicznej chwili.

Pirat drogowy wjechał w wózek dziecięcy. Jeden z bliźniaków zmarł

– Całe nasze życie wywróciło się do góry nogami – mówi nam pani Beata, wspominając tragiczny wypadek, do którego doszło pod koniec kwietnia 2020 r. Była sobota, 25 kwietnia. Kubuś i Bartuś, bliźniacy, wybrali się na spacer ze swoją babcią. Około godz. 14 przy ul. Władysława IV w Szczytnie (woj. warmińsko-mazurskie) doszło do dramatu. Jadący mustangiem, 29-letni wówczas Adam D., z dużą prędkością wjechał w stojący przed przejściem dla pieszych wózek, w którym byli dwaj chłopcy. Następnie samochód uderzył w sąsiednią posesję i zatrzymał się dopiero na budynku. Śledczy ustalili, że ford mustang kierowany przez Adama D. jechał z prędkością 95 km/h. Kilkanaście dni po wypadku w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu Dziecięcym w Olsztynie zmarł Kubuś. Jego brat bliźniak, Bartek, do dnia dzisiejszego walczy o powrót do zdrowia.

W październiku 2022 r. Sąd Okręgowy w Olsztynie wydał wyrok ws. Adama D. Został on skazany na 4,5 roku więzienia, otrzymał zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych na okres sześciu lat i musi zapłacić 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia na rzecz poszkodowanego chłopca. Oskarżony został również obciążony kosztami procesu.

Bartuś od lat walczy o powrót do zdrowia. Mama chłopca: "Lekarze studzą mój entuzjazm"

Od końca procesu ws. tragedii w Szczytnie minęło kilka miesięcy, a od samego wypadku - kilka lat. Do dnia dzisiejszego trwa jednak walka o powrót do zdrowia Bartka. Chłopczyk przechodzi kolejne zabiegi. Na rozmowę z panią Beatą umówiliśmy się 16 maja. Nawet tego dnia, Bartek miał operację. – Tym razem była to korekcja zeza rozbieżnego oka prawego – wyjaśnia pani Beata. Co ze zdrowiem chłopca? – Jego stan zdrowia generalnie jest już według mnie bardzo dobry, ale nadal wymaga stałe intensywnej i wielkoobszarowej rehabilitacji – mówi w rozmowie z "Super Expressem" pani Beata. Do ideału brakuje wiele. – Lekarze często studzą mój entuzjazm, bo jest to dziecko po ogromnym urazie czaszkowo-mózgowym, którego stan w każdej chwili może ulec zmianie. Bartek w każdym momencie może dostać padaczki pourazowej – opowiada mama Bartka. Chłopczyk musi być pod stałą obserwacją. – Synek ma nadal bezdechy afektywne, które wymagają szybkiej interwencji, aby nie doszło do niedotlenienia mózgu. Ostatnio też przez intensywny wzrost lekko pogorszyła nam się noga prawa i wisi nad nami widmo operacji, ale walczymy rehabilitacją i innymi terapiami o stopę i myślę, że damy radę.

Bartuś "goni" rówieśników po strasznym wypadku

Pani Beata przyznaje, że zmiana w porównaniu do tego, co było jeszcze kilkanaście miesięcy temu, jest ogromna. – Bartek świetnie sobie radzi, zaczyna chodzić, pięknie mówi, sam je, pije – wylicza mama chłopca i dodaje, że Bartek tak naprawdę musi "gonić" rówieśników. – Uczy się jeździć na wózku aktywnym, a ostatnio nauczył się pływać na plecach i na brzuchu. Idzie ciągle do przodu – podkreśla pani Beata i dodaje, że nie byłoby to możliwe, gdyby nie wola walki chłopca i umiejętności "cudownych" - jak sama mówi - terapeutów.

"Pamiętam każdą minutę tamtego dnia". Na szpitalnej kanapie mama Bartka wylała morze łez

Kiedy pytamy panią Beatę o tamten kwietniowy dzień, mówi, że pamięta, jakby to było dziś. – Teraz jak trafiliśmy na okulistykę w szpitalu dziecięcym w Olsztynie wszystko wróciło jeszcze bardziej, ponieważ oddział ten jest w tym miejscu gdzie, po wypadku był OIOM... – wspomina pani Beata. Jej uwagę przykuwa pewien mebel. – Gdy weszłam i przed samymi drzwiami zobaczyłam szarą kanapę dla rodziców, od razu przypomniałam sobie, ile łez na niej wylałam, a potem ten długi korytarz i ostatnia sala, na której leżeli chłopcy. Pamiętam jak dziś wszystko... Każdą minutę tego dnia – wspomina pani Beata i dodaje, że od tamtej pory życie jej i syna to ciągła walka.

Kubuś zmarł, Bartuś wciąż walczy o zdrowie. Życie ich mamy zmieniło się w jednej chwili. Zobacz zdjęcia

Rodzina walczy o przyszłość Bartka. Nie tylko w szpitalach, ale i urzędach

Całe życie rodziny Bartka kilka lat temu zostało - jak sami mówią - "wywrócone do góry nogami". Walka o powrót chłopca do zdrowia wiąże się z mnóstwem wyrzeczeń i ogromną dyscypliną. – Musiałam zrezygnować z aktywności zawodowej, by zupełnie poświęcić się Bartkowi. Całe nasze nowe życie jest podporządkowane pod niego – mówi nam pani Beata. Jej harmonogram dnia podporządkowany jest synowi. Dzieli się na terapię i zajęcia w domu. – Nasze życie nie jest już beztroskie tak jak kiedyś, na wiele rzeczy nie mamy czasu. Musimy stanąć przed dylematem - rehabilitacja czy czas z rodziną i przyjaciółmi... – tłumaczy mama Bartka. Na chłopca należy uważać. Jego mama mówi nam, że dla Bartka bardzo niebezpieczna jest grypa żołądkowa, z którą przeciętny człowiek radzi sobie bardzo szybko i równie szybko o niej zapomina. Walka o przyszłość toczy się nie tylko w szpitalach i lekarskich gabinetach, ale również na salach sądowych i w urzędach. Wiele miesięcy trwała sprawa karna. Rodzina ma też sprawy o odszkodowanie. Jak przyznaje nam mama Bartka, również polski system opieki nie oferuje wielu ułatwień.

Pani Beata ma jeszcze jednego syna. "Jaś chciał iść na spacer z braćmi"

Pani Beata przyznaje, że w tym natłoku wydarzeń trudno o czas dla siebie. Kobieta podkreśla jednak, że ma dwóch cudownych synów, którzy w 100 proc. potrzebują mamy. Oprócz tragicznie zmarłego Kubusia i Bartka, pani Beata ma jeszcze jednego syna - Jasia. Jest najstarszym z synów pani Beaty, ma prawie 9 lat. – Był dla nas niespodzianką, ale też spełnieniem moich marzeń – wspomina narodziny Jasia jego mama i podkreśla, że i jego wypadek braci bardzo zmienił. – Szybko wyrósł, ale stał się też bardziej wycofany, dłużej musi się do kogoś przekonywać... To była dla niego bardzo ciężka, przytłaczająca sytuacja – mówi nam pani Beata.

W dniu tragedii Jaś był z panią Beatą u dziadków. Kto wie, czy nie doszłoby do jeszcze większej tragedii. Feralnego dnia Jaś bardzo chciał iść na spacer z młodszymi braćmi. – Zabroniłam mu iść na ten spacer – wspomina pani Beata i dodaje, że Jaś był szczęśliwym chłopcem, ale nagle cały jego świat runął. – O wypadku dowiedział się, podsłuchując rozmowę, a potem z telewizji... – przypomina sobie pani Beata. – Wróciliśmy bez jego braci, nie rozumiał tego, a gdy Kuba umarł, krzyczał, płakał, potem był zły...

Panią Beatę czekała rozłąka z najstarszym synem. Do tragedii doszło kilka tygodni po tym, jak w Polsce wybuchła pandemia COVID-19. Rząd wprowadził obostrzenia i zakazy, także w szpitalach. – Czekałam w domu, kiedy stan Bartka poprawi się na tyle, bym mogła z nim być na oddziale rehabilitacji. Gdy po prawie trzech miesiącach od wypadku nadszedł ten czas, musiałam się spakować i zostawić Jasia na kolejne trzy miesiące – wspomina pani Beata i dodaje, że jej i Jasiowi zostały tylko połączenia wideo i rozmowy pod oknem na szpitalnym parkingu. Pani Beata jest dumna z syna, że był tak dzielny w tym trudnym dla rodziny czasie. – Daliśmy radę, dziś bardziej cieszymy się sobą, a ja jestem bardzo dumna, że mój syn jest taki dzielny.

Sonda
Czy jako pieszy czujesz się bezpiecznie na polskich drogach?

Przyjaciele wsparciem dla mamy i jej dzielnego syna

Pani Beata w tym trudnym czasie walki o zdrowie syna może liczyć nie tylko na pomoc rodziny, ale i przyjaciół. – Wspierają nas na każdym kroku, pomagają, gdy tylko potrzebujemy wsparcia są przy nas w sekundzie – mówi kobieta i dodaje, że przyjaciele również bardzo mocno przeżywają to, co dzieje się z Bartkiem. Każdą operację, wizytę u lekarza czy na sali sądowej przeżywali bardzo mocno. Mama Bartka jest im za to bardzo wdzięczna. – Nie zostawili nas w tych najtrudniejszych chwilach, są z nami zawsze, mimo że sama wiem, że nie jest łatwo wspierać kogoś po takiej tragedii... Chyba muszą nas bardzo kochać...

"Chciałabym wierzyć, że Kuba daje mi siłę"

Gdy zapytaliśmy panią Beatę, skąd bierze siłę na ciągłą walkę o lepszą przyszłość swojej rodziny, odpowiada nam, że sama się nad tym zastanawia. – Chciałbym wierzyć, że to Kuba mi dają taką siłę – odpowiada i dodaje, że czasami siły ją opuszczają. – Proszę mi uwierzyć, mam ciężkie dni, ledwo wstaje z łóżka, ale nie mam wyboru – przyznaje kobieta. Chce pokazać Jasiowi, że jego brat nie będzie ciężarem, a sam Bartek stanie się kiedyś samodzielny i pokaże to wszystkim tym, którzy w niego nie wierzą. – Prawda jest taka, że Bartek uratował mnie, a ja ratuje jego – uważa pani Beata i wspomina, ile bólu musiał znieść jej ukochany syn. – Teraz wcale nie jest lżej, ciągle ćwiczy, dzielnie znosi to, co mu planuje – mówi mama Bartka i dodaje, że w życiu syna nie ma beztroskiego czasu dzieciństwa, typowego dla rówieśników.

"Matka niepełnosprawnego dziecka nie może być słaba"

Pani Beata nie ma zamiaru się poddawać. – Ja już taki mam charakter, nie poddaje się, mam plan i muszę go zrealizować, na mnie krytyka czy jakaś kłoda rzucona pod nogi działa odwrotnie - nie przewrócę się, tylko podskoczę wyżej – mówi nam mama Bartka i Jasia, podkreślając, że w chwilach słabości motywują ją przyjaciele. – W sumie nie mam wyboru, matka dziecka niepełnosprawnego nie może być słaba, przynajmniej za dnia, a w nocy jak nikt nie widzi można płakać – kończy.

3-latek spacerował po parapecie bloku w Kielcach. Wystarczyła chwila nieuwagi
Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki