Krystian Mielowski (42 l.) przeżył chwilę grozy. – Molly przybiegła radośnie, machając ogonem. Myślałem, że niesie patyk albo piłkę. A ona kładzie mi pod nogi granat. Pot zalał mnie natychmiast – wspomina gospodarz.
Jak się okazało, był to radziecki granat odłamkowy F1 – model produkowany w czasach drugiej wojny światowej, znany ze swojej siły rażenia. Co gorsza, granat wciąż zawierał materiał wybuchowy. Brakowało jedynie zapalnika. – Saperzy powiedzieli mi, że był naruszony, a Molly prawdopodobnie go nadgryzła. W każdej chwili mogło dojść do tragedii – dodaje pan Krystian.
Policja natychmiast zabezpieczyła teren i wezwała patrol saperski. Wojskowi przewieźli granat na poligon i tam go zdetonowali. Choć przez 80 lat leżał w ziemi, wciąż mógł eksplodować – np. pod wpływem upału, uderzenia lub dużego nacisku.
Molly została lokalną bohaterką. Choć nie do końca świadomie, uratowała gospodarstwo przed możliwą katastrofą. – Nie wiedziałem, że wychowuję sapera. Ale z taką suczką, to człowiek czuje się bezpieczniej – śmieje się pan Krystian.
Historia z Bisztynka to kolejny dowód, że niewybuchy z czasów wojny wciąż stanowią realne zagrożenie – zwłaszcza na terenach wiejskich i leśnych. Znaleziska te mogą wyglądać niepozornie, ale nawet po kilkudziesięciu latach potrafią być śmiertelnie niebezpieczne. W przypadku natrafienia na podejrzany przedmiot należy niezwłocznie powiadomić policję lub straż pożarną. Nie ruszać, nie przenosić, nie dotykać.