Doba nie powinien wchodzić na szczyt? Hipoteza na temat śmierci podróżnika. Ekspert zwraca uwagę na szczegóły

2021-02-25 14:27

Nie milkną echa po niespodziewanej śmierci Aleksandra Doby na szczycie najwyższej góry Afryki - Kilimandżaro. Wiele osób zadaje sobie pytanie, czy tej śmierci można było uniknąć. Inni idą jeszcze dalej i pytają - czy ta wyprawa w ogóle była dobrze zorganizowana. Jerzy Kostrzewa, który 23 razy wszedł na Kilimandżaro i sam zorganizował wiele takich wypraw przypuszcza, że organizator wyprawy z Aleksandrem Dobą popełnił błędy, które zakończyły się tragicznie. Łukasz Nowak, prezes Klubu Podróżniczego Soliści, który zorganizował wyprawę - odpiera zarzuty Kostrzewy. - Wyprawa na Kilimandżaro została zorganizowana według wszystkich norm - mówi stanowczo. Szczegóły w artykule

Wejście na Kilimandżaro to nie jest bułka z masłem. I wie to chyba każdy, kto choć raz spróbował zdobyć jakikolwiek szczyt w górach. „Dach Afryki” to marzenie wielu podróżników. Tak było i w przypadku Aleksandra Doby, kajakarza, który samotnie przepłynął Ocean Atlantycki. Jerzy Kostrzewa, który od ponad 20 lat specjalizuje się w organizowaniu wypraw na Kilimandżaro i sam 23 razy zdobył ten szczyt uważa, że można było zorganizować to wejście inaczej, a wtedy być może to, co się wydarzyło - nie miałoby miejsca. Przede wszystkim jego zdaniem czas aklimatyzacji do warunków powinien być dłuższy. - Osoby 60 plus aklimatyzują się dłużej, a tutaj czas skrócono - mówi Kostrzewa. - Ja w swoich grupach miałem już też np. maratończyków dla których wejście na Kili było trudniejsze niż maraton. Wielu sportowców wyczynowych nie wchodzi na Kili. Jeszcze jedna kwestia: Park Narodowy Kilimanjaro pobiera opłaty za każdy dzień pobytu. I są to duże opłaty. I dlatego wiele agencji chcąc oszczędzić na opłatach celowo skraca pobyt kosztem zdrowia i komfortu uczestników - mówi Kostrzewa. Jego zdaniem przewodników, którzy towarzyszyli Dobie powinno zaniepokoić to, że idzie tak wolno. - Na Kilimandżaro wychodzi się o północy, a na szczycie jest się maksymalnie o 9 rano. Doba był tam o 11, co znaczy, że w ogóle nie powinien tam wchodzić - mówi Kostrzewa. Czy Doba szedł za wolno, bo już źle się czuł po drodze? - Choroby wysokościowej nie zauważy osoba, której to dotyka, ale doświadczony przewodnik, który powinien mieć w torbie tlen ratowniczy - wyjaśnia Kostrzewa.

Miłka Rulon, która zdobyła „Koronę ZIemi” dodaje, że Doba nie był alpinistą, ale… kajakarzem i był pod opieką konkretnej firmy, która podjęła się organizacji wyprawy na „Dach Afryki”. - -Kto i na jakiej podstawie stwierdził, że Olek dobrze się czuł przez całą wyprawę, aż do momentu, gdy poprosił o odpoczynek? - pyta alpinistka.

CZYTAJ: Aleksander Doba nie żyje. Tak żegnają go znani Polacy [GALERIA]

Łukasz Nowak, prezes Klubu Podróżniczego Soliści, który zorganizował wyprawę - odpiera zarzuty Kostrzewy. - Wyprawa na Kilimandżaro została zorganizowana według wszystkich norm bezpieczeństwa, wymagań oraz zaleceń parku, a także zasad aklimatyzacji dla tego szczytu. Cała wyprawa, a także atak szczytowy były organizowane i koordynowane przez lokalną, licencjonowaną agencję - informuje Nowak. Jego zdaniem Aleksander Dobra był pod opieką dwóch, bardzo doświadczonych przewodników, którzy mają na koncie ponad 400 wejść na szczyt. - Wyprawa dysponowała zestawami pierwszej pomocy, butlami tlenowymi, rozbudowaną apteczką z lekami na chorobę wysokościową i wszystkimi niezbędnymi przy takich wyprawach środkami - mówi Nowak i dodaje, że podczas całego wejścia Aleksander Doba nie wskazywał żadnych objawów choroby wysokościowej. Był bacznie obserwowany przez przewodników podczas rutynowych kontroli medycznych (mierzenie tętna, natlenienia krwi, pytań o samopoczucie czy bóle głowy).

Aleksander Doba nie żyje

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki