Przypomnijmy: Ewa Tylman zaginęła w okolicy mostu świętego Rocha, w nocy z 22 na 23 listopada w 2015 roku. Mimo wielu działań ze strony policji, biura Krzysztofa Rutkowskiego oraz Grupy Specjalnej Płetwonurków RP, jej ciało udało się odnaleźć dopiero po 8 miesiącach. Przypadkowo odkrył je przechodzień, który wybrał się na spacer około 10 km od Poznania, w Czerwonaku. Ze względu na znaczy rozkład ciała, biegłym nie udało się ustalić przyczyny zgonu Ewy Tylman. Proces w sprawie jej śmierci ruszył 3 stycznia 2017 roku - na ławie oskarżonych zasiadł Adam Z., który usłyszał zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Jednak po marcowej (w 2017 roku) rozprawie, sąd zdecydował, że mężczyzna może oczekiwać na wyrok na wolności; co istotne, sąd poinformował, że bierze pod uwagę uwagę zmianę kwalifikacji prawnej czynu z zabójstwa na nieudzielenie pomocy.
W kwietniu tego roku sąd uznał, że Adam Z. jest niewinny i może opuścić areszt.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Sprawa Ewy Tylman. Pięć najważniejszych faktów
- Moim zdaniem największym błędem policji była potrzeba sukcesu i nieradzenie sobie z presją, która była związana z zatrzymaniem sprawcy. Potem jak wykazał sąd - ten człowiek sprawcą nie był. Na pewno błędem było również nieszczegółowe przesłuchanie osoby, która mogła mieć z tą sprawą związek, mogła mieć motyw i nie miała alibi. Mam tu na myśli byłego chłopaka Ewy Tylman. Moim zdaniem on nie został dokładnie sprawdzony, nie został przesłuchany, a w sądzie zasłonił się tajemnicą służbową, która nie miała nic wspólnego ze sprawą zaginięcia Ewy Tylman - mówi Janusz Szostak, redaktor naczelny magazynu "Reporter", autor książek "Urwane ślady" oraz "Gangsterskie egzekucje".
Obie książki ukazały się nakładem wydawnictwa HARDE.