Pani Kasia czeka na męża, który służy na granicy polsko-białoruskiej

i

Autor: BO/archiwum prywatne Podkarpackie. Mąż pani Kasi służy na granicy polsko – białoruskiej: „Marzę, by mąż wrócił do nas na święta”

Podkarpackie. Mąż Kasi służy na granicy polsko–białoruskiej: „Marzę, by wrócił do nas na święta”

2021-11-26 12:54

Pani Katarzyna jest policjantką w jednej z bieszczadzkich komend policji. Jak każdy mundurowy, codziennie mierzy się z problemami innych. Przez trudną sytuację na granicy polsko - białoruskiej jej mąż, który również zasila szeregi służb, został odesłany do pracy na pierwsza linię walki. Codziennie broni granicy państwa i codziennie naraża swoje życie. - A ja mogę tylko powiedzieć, że jestem jak z piosenki Alicji Majewskiej "to męska rzecz być daleko, a kobieca, wiernie czekać" i my czekamy - mówi z nadzieją w głosie.

Wierzę, że mąż z granicy wróci do nas na Boże Narodzenie

Pani Katarzyna i Pan Mariusz* poznali się jeszcze w szkole policyjnej. Ona, drobna blondyneczka, on postawny, przystojny policjant. Od razu pomiędzy nimi zaiskrzyło i szybko wiedzieli, że splatają ręce na dłużej. Uczucie zaprowadziło ich przed ołtarz i założyli rodzinę.

Policyjne love story

Oboje postanowili również zostać w mundurze, z tym że w innych formacjach i innych miastach. Rodziny mundurowych często borykają się z problemami funkcjonariuszy i wspierają ludzi, którzy ponad wszytko przyrzekali nas bronić. W małżeństwie Pani Katarzyny i Pana Mariusza partnerzy nie tylko wspierają się w trudnych chwilach ale i rozumieją swoją pracę. Przeżyli razem już mnóstwo pobudek w środku nocy, odbierali telefony nad ranem i wracali do siebie dużo później niż oboje by tego chcieli. W ich wypadku powiedzenie "Służba nie drużba" nabiera innego wymiaru. Tworzą wspólnie niebieską rodzinę i codziennie wspierają się w "walce na swoim froncie". Łączy ich miłość, która opiera się na zaufaniu i kompromisach.

Zobacz też: Rzeszów. Gruzini mieli okraść Ukraińca metodą "na kolec". Chwila nieuwagi i pieniądze zniknęły

Służba na granicy polsko-białoruskiej

Od jakiegoś czasu ta walka przybrała wymiar dosłowny. Pan Mariusz został odesłany do obrony granicy polko- białoruskiej. To nie tylko trudne logistycznie zadanie, ale i wielki sprawdzian dla ich małżeństwa.

- Codziennie rano wstaję i sprawdzam pogodę przy granicy z Białorusią. Teraz tam, gdzie jest obecnie Mariusz, jest bardzo zimno. Martwię się o niego, ale to, że marznie to jeden z najmniejszych problemów. Tam jest naprawdę bardzo ciężko i nigdy nie wiadomo co wydarzy się za godzinę: kto podejdzie do naszej granicy i jak się zachowa. Nie wiadomo, kto jest po drugiej stronie i jak zareaguje. Wszyscy tam stacjonujący funkcjonariusze i żołnierze cały czas są w pełnej gotowości. Myślę, że każdy, kto ma teraz żonę, czy męża w mundurze i został oddelegowany, by tej granicy bronić, drży o swoją drugą połówkę tak samo, jak i ja. Wiem, że Mariusz jest silny, wyszkolony i zna wszystkie procedury. Jednak od kuli może nie być szybszy. O to martwią się wszyscy, którzy mają tam bliskich, a że sytuacja jest tam bardzo trudna, nikomu chyba nie trzeba mówić- relacjonuje Pani Katarzyna w rozmowie z reporterką „Super Expressu”.

Dalsza cześć artykułu poniżej galerii zdjęć: Policyjne love story. Ona służy w bieszczadzkiej komendzie, on na granicy:

Trudne chwile rozłąki

Policjantka drżącym głosem opowiada o tych trudnych chwilach. O czekaniu na telefon od męża i najbardziej upragnionej wiadomości, że na granicy zapanował spokój.

- Martwię się o niego cały czas. On jest tam bardzo blisko wszystkich tych działań. Codziennie naraża swoje życie. Ja gdy wiem, że wychodzi pracować, ciągle sprawdzam komunikatory, przez które ze sobą rozmawiamy. Jak dłużej nie odpisuje, zaraz zaczynam się denerwować i odruchowo sprawdzam, czy media nie podają jakiejś informacji o zamieszkach na granicy. Wiem też, że nie dociera do nas cały obraz sytuacji. U nas nic się nie dzieje. My mamy ciepło w domu i problem daleko. Nie interesujemy się tym. A tam każdego dnia przychodzi im się mierzyć z agresją - mówi ze łzami w oczach Pani Katarzyna.

Zobacz też: Medyka. Pod osłoną nocy próbowali nielegalne przekroczyć granicę. Byli śledzeni

Ona, jako policjantka ma dostęp do wykwalifikowanych psychologów policyjnych, z którymi może podzielić się swoimi wątpliwościami i wrócić do domu, nie pokazując dzieciom tego, jak bardzo boi się o ich tatę. Ma kolegów mundurowych, którzy zawsze będą ją wspierać. Jednak nie wszystkie żony ludzi, którzy narażają swoje życie na granicy mają taką możliwość, a wszystkie codziennie budzą się z tymi samymi wątpliwościami, co pani Katarzyna.

- Mariusz jest bardzo rodzinnym człowiekiem. Ja po tylu latach małżeństwa ciągle czuję się kochana i zadbana. Jest inaczej, niż na pierwszej randce, bo już dojrzeliśmy i mamy rodzinę, ale nie mniej romantycznie- uśmiecha się policjantka.

Flaga państwowa gestem solidarności

- Na naszym domu 11 listopada powiesiliśmy flagę Polski. Wciąż tam wisi. Niech to będzie taki mały gest solidarności ze wszystkimi na granicy. Tam też wiszą nasze barwy narodowe, więc na naszym domu też niech czeka i przypomina, że jesteśmy w tych trudnych momentach z naszym mężem i ojcem. Ściągniemy ją, jak Mariusz wróci cały i zdrów do domu.

Panią Katarzynę odwiedzamy w dzień, kiedy na komendę przyszedł kurier, ściskający ogromny bukiet kwiatów. Kobieta śmieje się, że to czerwone róże wprost spod granicy. Takie czule wyszeptane -”kocham cię” - na odległość. Koledzy policjantki już nie reagują na wielkie bukiety na jej biurku. Te pojawiają się często i zawsze niosą ze sobą promyk słońca.

- Wysłała kwiaty to znaczy, że jest, że żyje, że pamięta. Że jest pomiędzy nami chemia. Przypominają mi, że nie ma róży bez kolców. Mam wspaniałego kochanego męża. Mój ideał bohatera i ostoja. Muszę na niego czekać i drzeć o niego, kiedy on dba o innych- dodaje z uśmiechem policjantka.

Czytaj również: Nie mieli nawet butów, prosili tylko o konserwy. Czytelnicy "Super Expressu" pomogli wyremontować dom niepełnosprawnych braci z Podborza [ZDJĘCIA]

Marzenie o wspólnych świętach

Kiedy na wyświetlaczu telefonu Pani Katarzyny pokazała się ikonka, sygnalizująca, że jej mąż próbuje się połączyć, na jej twarzy natychmiast pojawił się promienny uśmiech i kobieta z nieukrywanym zachwytem wykrzyknęła: "O, to on dzwoni!"

Natychmiast otworzyła okno i stanęła przy parapecie, by nie stracić zasięgu. Przez moment, gdy rozmawiała z mężem mundurowym, który jest po drugiej stronie kraju, świat jakby przestał istnieć. Razem dzieli się z nim anegdotami i perypetiami. Podczas rozmowy nawzajem wspierali się i przekonywali do swoich racji. Na końcu dialogu mąż przystał na zdanie pani Katarzyny, dodając z przekąsem, że robi to tylko dlatego, że ma dzisiaj imieniny.

Ona czule uśmiechnęła się do telefonu i pożegnała. Odkładając telefon zdradziła, że zapomniała o swoim święcie, bo ciągle myślami jest przy mężu na granicy.

- Ja zapomniałam, a on pamiętał! Nie mam wyboru, muszę go kochać i muszę wierzyć, że tegoroczne Boże Narodzenie spędzimy razem w domu, a żadna granica nie będzie targana zamieszkami. Tego życzę sobie i wszystkim rodzinom z których ktoś pełni służbę przy przejściu białoruskim.

*Mariusz- imię zostało zmienione

Zobacz też: Świąteczne Miasteczko w Rzeszowie 2021. Kino plenerowe, pokaz laserowy i inne. Zobacz program!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki