Ortopedzi Szpitala Miejskiego nr 4 w Gliwicach usunęli pacjentce ważący 3 kg nowotwór pierwotny kości miednicy, a następnie wszczepili specjalnie dla niej zaprojektowany i wydrukowany w technologii 3D implant. Gliwickich lekarzy wspierał kierownik Kliniki Ortopedii Dziecięcej i Onkologii Narządu Ruchu, Centrum Diagnostyki i Leczenia Nowotworów Dziedzicznych Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie prof. Daniel Kotrych. Medyk ujawnił, że nowotwór był umiejscowiony nie tylko w miednicy, obejmował również staw krzyżowo-biodrowy i kość krzyżową.
Głównym problemem przy tych rozmiarów nowotworach jest ryzyko krwawienia okołooperacyjnego. Sama rozległość rany i wycięcie takich monstrualnych rozmiarów guza wiąże się z ryzykiem wstrząsu okołooperacyjnego i nie wszystko można wtedy przewidzieć. Należy wykonać ogromny, ciężki, kostny zabieg z odcięciem połowy miednicy i kości krzyżowej, a jednocześnie trzeba to zrobić bardzo delikatnie, żeby nie uszkodzić naczyń krwionośnych, nie uszkodzić struktur naczyniowo-nerwowych i wykonać tę procedurę bezpiecznie dla pacjentki. To się udało, również dzięki temu, że mogliśmy w błyskawiczny sposób po usunięciu nowotworu zespolić miednicę, spiąć ją implantem wykonanym w technologii 3D i stabilnie go osadzić, co również działa przeciwwstrząsowo - podaje Kotrych.
Zabieg był bardzo skomplikowany. Najpierw radiolodzy i inżynierowie stworzyli specjalny implant. Na podstawie obrazu tomografii komputerowej określającej m.in. rozległość guza stworzono model 3D miednicy i marginesy resekcji tkanki nieobjętej guzem. Dane te były niezbędne, aby umieścić pacjentce przeznaczony tylko i wyłącznie dla niej implant. - Dzięki tak zaawansowanym działaniom możemy z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że pacjentka ma szansę na powrót do pełnej sprawności. Udało się uzyskać stabilizację miednicy, a pionizowanie rozpoczniemy już za kilka dni - to z kolei słowa ordynatora oddziału ortopedii Szpitala Miejskiego nr 4 w Gliwicach dr Andrzeja Baryluka.
Choroba sprawiła, że życie pani Sylwii stało się o wiele trudniejsze. Kobieta marzy, by pewnego dnia wrócić do normalności. - Marzę, żeby jeszcze zatańczyć z mężem walca. To nasz ulubiony taniec. Przez całe życie byłam aktywna, jeździłam na rowerze, spacerowałam. Choroba to przerwała, ale teraz mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej - przyznała kobieta. To nie tylko wyzwanie dla niej, ale także lekarzy, którzy zajmowali się kobietą w ostatnim czasie. - Mamy dwa zasadnicze cele: ratować pacjentów onkologicznych i przywracać im sprawność, którą choroba próbuje odebrać. To wielka radość i nadzieja, że tę walkę naprawdę możemy wygrać - dodaje dr Andrzej Baryluk.