Śląskie: Katastrofa awionetki pod Żywcem
Do tragicznej katastrofy doszło we wtorek, ok. godz. 9.36, na rozległym polu prywatnego gospodarstwa w Lipowej pod Żywcem (woj. śląskie), pełniącym rolę lądowiska da małych samolotów, rozbił się samolot ultralekki zodiac 601. Maszyna po uderzeniu w ziemie zapaliła się. W płomieniach zginęło dwóch mężczyzny - 55-latek oraz 60-latek. Na miejscu przez cały wtorek pracowali zarówno śledczy z z policji i prokuratury, jak i przedstawiciele Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. W środę (10 września) prokuratura poinformowała o rozpoczęciu śledztwa.
- Śledztwo zostało wszczęte. Jest prowadzone w kierunku dotyczącym naruszenia zasad bezpieczeństwa w ruchu powietrznym i spowodowania nieumyślnego wypadku skutkującego śmiercią dwóch osób - powiedział prokurator Paweł Nikiel z Prokuratury Okręgowej w Bielsku-Białej, która nadzoruje śledztwo.
Czytaj więcej o sprawie: Katastrofa samolotu pod Żywcem. Nie żyją dwie osoby
Są również pierwsze informacje na temat przebiegu wypadku. - Samolot po starcie był na wysokości około 100 metrów, wtedy jakby stracił siłę ciągu. Awionetka pikowała i uderzyła w ziemię, potem doszło do pożaru - opisuje prok. Nikiel.
Przeklęte lądowisko w Lipowej?
Lądowisko w Lipowej zaczyna cieszyć się złą sławą. Nieco ponad rok temu (21 lipca 2024 roku) rozbił się na nim mały samolot typu J-1 Prząśniczka. Wówczas również doszło do pożaru, a we wraku awionetki zginął 75-letni pasjonata lotnictwa i pilot Bogusław C. Przebieg tragedii był podobny. Samolot po rozbiegu wzbił się w powietrze, ale już na wysokości około 40 metrów, przy wykonywaniu skrętu, samolot wpadł w lewy korkociąg, a po chwili rozbił się i zapalił. Maszyna spłonęła do szczętu. Wraz z nią pilot.
Samolot, który wczoraj rozbił się na lądowisku w Lipowej miał wcześniej dwa wypadki, choć z bardziej szczęśliwymi finałami, bo nikt nie został w nich poszkodowany. Dalszy ciąg materiału znajduje się pod galerią ze zdjęciami, związanymi z tematem!
Ustalenia "Super Expressu" w sprawie awionetki
Jak ustaliliśmy awionetka zenair zodiac ch-601 miała oznaczenia OK-LUA60. Ta maszyna po raz pierwszy uległa wypadkowi 30 lipca 2009 r. w Bychlewie pod Pabianicami (woj. łódzkie). Doszło do niego podczas startu. Pilot rozpędził maszynę do ok. 60-70 km/h. Wtedy poczuł w kabinie dziwny zapach spalenizny, a po chwili zobaczył dym. Pilot przerwał procedurę startu, ale gdy próbował zlokalizować źródło owego zapachu samolot wypadl z pasa i wpadł na nieco wyniesioną drogę oddzielającą lądowisko od pola uprawnego.
Pilotowi nie stało się nic - opuścił maszynę o własnych siłach, wcześniej wyłączył instalację elektryczną i dopływ paliwa. Natomiast zodiac OK-60 został poważnie uszkodzony - miał m.in. uszkodzone skrzydło, złamane golenie podwozia, pogięte śmigło i usterzenie pionowe i poziome. Później PKBWL wskazał, że źródłem zapachu spalenizny i dymu mogły być suche źdźbła trawy, które dostały się do maszyny i podczas startu zapaliły się w komorze silnika.
Kolejny groźny incydent z udziałem tej awionetki miał miejsce 2 października 2011 r. Doszło do niego w Hermanowie pod Pabianicami. Wówczas 63-letni pilot po około 20 minutach lotu zdecydował się na posadzenie maszyny na tamtejszym lądowisku. Niestety po przyziemieniu zodiac nie wyhamował przed końcem pasa, przeciął znajdującą się na jego skraju jezdnię, a następnie wpadł w łąkę.
Pilot próbował maszyną wrócić na pas startowy, ale doprowadził jedynie do tego, że wywrócił samolot "na nos", który ponownie doznał kilku uszkodzeń. 63-letni pilot oraz 31-letnia pasażerka wyszli z tej kraksy bez szwanku.