Piesek

i

Autor: fot. asp. Damian Golański, Komenda Wojewódzka Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach Piesek

Strażacy wyciągnęli go spod gruzów kamienicy. Maksiowi została blizna i strach

Znaleziono go po czterech godzinach przeszukiwania gruzowiska po wybuchu gazu w kamienicy w Katowicach. Malutki, kudłaty Maksiu został uratowany przez strażaków. W wybuchu zginęła jego pani, Halina D. oraz jej córka Elżbieta. Piesek został sam, jego pan zdaniem śledczych doprowadził do tragedii przy ul. Bednorza.

Cudem przeżył pod gruzami zawalonej kamienicy. Maksia uratowali strażacy

Maksia strażacy znaleźli po czterech godzinach pracy na gruzowisku. Jego zapach wyczuł pies ratownicy. Malutki, skulony i przerażony. Maksiu mieszkał wraz z rodziną D. i drugim yorkiem o imieniu Smerf. Drugiego pieska nie udało się odnaleźć. Malutki piesek został sam. W wybuchu gazu przy ul. Bednorza zginęła jego pani, 69-letnia Halina D.. A także jej córka Elżbieta D.. W wybuchu ranny został Edward D., mąż kościelnej, który zdaniem prokuratury odpowiada za tę tragedię. On także ucierpiał w wybuchu. Trafił do szpitala, gdy opuścił placówkę postawiono mu zarzuty i mężczyzna został tymczasowo aresztowany.

Ranne w wybuchu zostały też córki wikarego. Rodzina zamieszkiwała plebanię należącą do parafii ewangelicko-augsburskiej przy ul. Bednorza w Katowicach.

Jak podaje "Fakt", malutkim yorkiem zaopiekował się przyjaciel rodziny D. Maksiu wciąż nie może wyjść z traumy, jaką przeżył na początku bieżącego roku.

- Maksiu nie wyszedł jeszcze ani razu do kuchni, boi się nowych pomieszczeń - przekazał w rozmowie z "Faktem" pan Waldemar. Piesek łaknie czułości, w wychodzeniu z traumatycznych przeżyć pomaga mu york pana Waldemara - Tofik. Pieski znają się od dawna. Rany Maksia powoli się zabliźniają.

Wybuch gazu w Katowicach. Relacja świadka zdarzenia i szefa pogotowia ratunkowego

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki