Wybuch gazu w Szczyrku. "Nie było możliwości identyfikacji ciał". Bliscy ofiar o tragedii

2020-12-08 20:30

Od roku mieszkańcy Szczyrku nie mogą poradzić sobie ze stratą przyjaciół i bliskich. Przed przeszło dwunastoma miesiącami, 4 grudnia 2019 roku, doszło do jednej z największych katastrof budowlanych ostatnich lat. Wybuch spowodowany przez rozszczelniony gazociąg, prawdopodobnie uszkodzony przez pracujących nieopodal robotników, doprowadził do śmierci ośmioosobowej rodziny. Życie straciło czworo dzieci oraz czworo dorosłych. Byli lubiani i znani w okolicy. W dzisiejszym reportażu dziennikarzy "UWAGA! TVN" panie Maria i Elżbieta Marek wspominają tragicznie zmarłych, których tak bardzo kochały.

- Była 18:30. Czekałam na dzieci, bo miały do mnie przyjść. Jakby Wojtek mi nie powiedział, że przyprowadzi dzieci, to pewnie ja bym poszła do nich. Codziennie musiałam je widzieć. Bez nich było mi smutno. Lubiłam się z nimi bawić, rozmawiać - opowiada przed kamerami "UWAGA! TVN" pani Maria Marek. W wybuchu zginął jej syn Wojciech, a także jego żona Anna oraz trójka dzieci: Michalinka, Marcelinka i Staś. Życie stracił również brat pani Marii, pan Józef, jego żona Jolanta oraz ich wnuk Szymon. - Był straszny huk, aż wszystko podskoczyło. Szybko wzięłam kurtkę i pobiegłam. Jak dobiegłam na miejsce, dach tego domu leżał na ziemi. Wołałam, krzyczałam i czekałam, aż ktoś przyjdzie z dobrą wiadomością, kogoś mi przyniosą. Nie mogłam podejść bliżej. Wszędzie była policja i straż - wspomina tragiczny dzień pani Maria. Niestety, z gruzowiska nikogo nie wyniesiono żywego. - Dom zniknął. Ogromnie mnie poruszyło to, jak w chwili przerwy sprawdziłem, jak wyglądało to miejsce przed tragedią. Zobaczyłem duży czterokondygnacyjny dom. To nie był mały domek. Skala tragedii była ogromna - tłumaczy w reportażu Daniel Dziubany ze specjalistycznej grupy poszukiwawczo-ratowniczej PSP z Jastrzębia-Zdroju.

Ratownicy mieli bardzo złe wieści. - Prokurator powiadamiał nas, że znaleźli ciało, prawdopodobnie kobiety, potem dziecka, mężczyzny. Nie wiedział nawet, kogo po kolei wyciągają, nie było możliwości identyfikacji - opowiada pani Elżbieta Marek. - Najpierw znaleźli Anię z Marcysią. Następnego dnia rano Wojtka, za chwilkę Stasia. Potem około południa Michalinkę. Byłam przekonana, że będą ranni, będzie ich bolało, ale będą żyć - dodaje pani Maria. Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna.

Tragicznie zmarła rodzina znana była z miłości do nart. Pan Józef prowadził serwis. Pan Wojciech był natomiast trenerem. Pracował z najmłodszymi, dla których stanowił autorytet. - Wojtek dbał o wszystkie dzieci klubowe, jak o swoje. Dbał, żeby były dobrze ubrane, żeby zjadły porządny obiad. Byliśmy jedną wielką narciarską rodziną - mówi w "UWAGA! TVN" Anna Muniak, mieszkanka Szczyrku.

Pogrążone w żałobie panie Maria i Elżbieta, wraz z ziemią i spadkiem, przejęły zobowiązania po ofiarach. Trwa organizowana przez przyjaciół zbiórka, którą można wesprzeć na stronie internetowej [KLIKNIJ TUTAJ].

Śledztwo w sprawie tragedii w Szczyrku zostało przedłużone i powinno zakończyć się za kilka miesięcy.

Dramat Prezydenta Dudy. Górale szykują okrutną zemstę. Felieton wideo Adama Federa, odc. 164.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki