Był środek sierpnia. Oliwier – według rodziny – wracał do domu po wieczornym wyjściu. Około 3 w nocy próbował wejść do klatki schodowej przy ul. Robotniczej w Elblągu, gdzie mieszkał od trzech lat. Sąsiedzi uznali jego zachowanie za "dziwne", zadzwonili na policję. - Chciał tylko wejść do mieszkania. To był jego dom. Nie był agresywny, był zagubiony. Zamiast pomocy – dostał śmierć – mówi jego matka, Aleksandra Bartosik.
Z relacji policji wynika, że chłopak miał "niszczyć mienie", być pobudzony, a podczas interwencji miał uderzyć funkcjonariusza w pierś przez kamizelkę i mundur! Skuli go w kajdanki, potraktowali gazem pieprzowym, uderzali pałką teleskopową. W interwencji pomagali dwaj cywile – w tym były rosły bramkarz z dyskoteki i jego kolega. - Widziałam nagrania z monitoringu, które sama zabezpieczyłam w spółdzielni. Z kamer nasobnych dostałam nagrania niepełne albo uruchomione w połowie interwencji – mówi matka Oliwiera. – Z dnia na dzień jest więcej niewidomych. Tracę już siły.
Kiedy pojawili się ratownicy – Oliwier nie miał tętna. Reanimowano go trzykrotnie. Lekarka próbująca go intubować została porażona gazem – który wydobywał się z jego tchawicy. Miał rany na twarzy, siniaki na całym ciele. Pielęgniarki godzinę go myły z krwi. Wyglądał jakby zderzył się z jakimś autem, albo wypadł z okna – mówi pani Aleksandra. Zmarł następnego dnia rano, w szpitalu. Stanęły mu nerki, a póżniej trzeci raz serce. Godzinna reanimacja nie uratowała go.
Prokuratura w Elblągu wszczęła postępowanie ws. przekroczenia uprawnień i nieumyślnego spowodowania śmierci. Potwierdzono użycie gazu, pałki, kajdanek. Ale kluczowe ślady – np. wydzielina z dróg oddechowych – nie zostały zabezpieczone. Sekcja zwłok odbyła się tydzień po śmierci. Wyników badań toksykologicznych do dziś brak.
Dopiero po interwencji matki i publikacji "Super Expressu" zabezpieczono ubrania chłopaka, które miał na sobie tragicznej nocy. Kobieta dostała je w worku razem z rzeczami osobistymi syna po jego śmierci. - Gdyby nie media, wszystko byłoby zamiecione pod dywan. Oni go zakatowali. Chcę wiedzieć, kto i za co – mówi Aleksandra Bartosik.
Śledztwo przekazano Prokuraturze Okręgowej. Oficjalnie: by uniknąć zarzutów braku obiektywizmu. Nieoficjalnie: bo sprawa budzi ogromne napięcia i niedowierzanie. -Celem jest wyeliminowanie potencjalnych podejrzeń i zarzutów braku obiektywizmu prokuratorów z Elbląga, którzy na co dzień współdziałają z lokalną policją – tłumaczy prok. Mariusz Marciniak, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Gdańsku.
7 września przez Elbląg przeszedł milczący marsz. W deszczu, w ciszy, setki ludzi przeszły ulicami miasta. Transparenty były proste, ale mocne: "Chciałem tylko wejść do klatki..." – ostatnie słowa Oliwiera. Czarne flagi, portrety chłopaka, łzy jego matki.
- Nie poddam się. Nie spocznę, dopóki winni nie odpowiedzą. Zabito mi dziecko. To była egzekucja – powtarza pani Aleksandra. Kiedy uczestnicy marszu odeszli spod komendy, znicze i kwiaty zostały... usunięte. "Zamiast odpowiedzi – grabież pamięci" – komentowali na forach internetowych mieszkańcy.
Tymczasem policja milczy. Na pytania odpowiada ogólnikami. W mediach pojawiają się głosy, że państwo chce przeczekać burzę. Ale czy to się uda?
Zamknięta klatka
Chciał tylko wejść do klatki… – te słowa wracają jak echo. Chłopak, który szukał dostępu do własnego domu, został skuty, obity, zakneblowany gazem i pozostawiony bez tętna. Dziś jego historia staje się symbolem – nie tylko bólu matki, ale też pytania, które drąży wielu: czy państwo, które ma chronić, może bezkarnie zabić?
Do sprawy wrócimy.