Irena uciekła do Torunia w ciąży, z mamą na wózku i kotami. To było 26 godzin piekła

i

Autor: Sebastian Wielechowski / SUPER EXPRESS / Zdjęcie poglądowe Irena uciekła do Torunia w ciąży, z mamą na wózku i kotami. "To było 26 godzin piekła"

Irena uciekła do Torunia w ciąży, z mamą na wózku i kotami. "To było 26 godzin piekła"

2022-03-02 14:12

Wojna na Ukrainie. - Walczyliśmy o życie, droga z Kijowa do Polski, to było 26 godzin piekła - powiedziała Polskiej Agencji Prasowej Irena Khmielowska, która obecnie przebywa w Toruniu. Wyznała, że 24 lutego rano słysząc pierwsze wybuchy myślała, że to żart. W poruszającym wywiadzie przyznała, że jest w ciąży, a jej mama porusza się na wózku.

Poruszający wywiad z panią Ireną, która uciekła z Kijowa do Torunia został opublikowany w serwisie Polskiej Agencji Prasowej. Bohaterka ucieczkę ze stolicy Ukrainy rozpoczęła 25 lutego o godz. 6. Konieczne było wybranie odpowiedniej drogi, żeby przy trasie były stacje, bo z benzyną w Ukrainie już wtedy był problem. Na drogach przed Żytomierzem były straszne korki. Odwoził ją mąż. Do Polski kobieta zabrała starszą mamę na wózku inwalidzkim, przyjaciółkę z synem w wieku studenckim. Ten nie mógł wesprzeć ukraińskiej armii, bo ma bardzo słabe zdrowie. W samochodzie znalazło się także miejsce dla trzech kotów. - Wiele ze sobą nie mogłam wziąć, bo jestem w ciąży i nie mogę za bardzo dźwigać. Pakowaliśmy się w szoku. Wiedzieliśmy, że mąż będzie musiał wrócić, bo jest wojskowym, który walczy teraz o nasz kraj. Na ukraińską stronę przyjechała Rosjanka mieszkająca w Polsce i to ona swoim samochodem przewiozła nas ostatecznie do granicy - powiedziała PAP pani Irena Khmielowska.

Czytaj też: Tajemniczy wypadek koło Torunia. Mężczyzna nie żyje! Kluczowe będą zeznania świadków

Pani Irena uciekła z Ukrainy do Torunia. Pomogły jej kobiety

Dziennikarze PAP rozmawiali z panią Ireną w Toruniu. Rozmówczyni przyznała, że jest bardzo wdzięczna każdej z kobiet, które pomogły jej wydostać się z Ukrainy do Polski. Bez nich ta misja mogłaby się nie powieść. Dalszy ciąg materiału pod naszą sondą.

Sonda
W jaki sposób pomagasz uchodźcom z Ukrainy?

- Maria (Rosjanka - PAP) przeżyła z nami 26 godzin piekła. Co 20 minut przesuwaliśmy się o kilkadziesiąt metrów. Nie można było wysunąć nosa z samochodu. Walczyliśmy o życie, taka jest prawda - czytamy w wywiadzie, opublikowanym przez Polską Agencję Prasową.

- Mam kontakt z mężem. Jeszcze jest kontakt przez WhatsApp czy Facebook. On jest w wojsku. Wiem, gdzie obecnie przebywa - dodała. Irena jest doktorem historii. Zajmowała się w swojej pracy zawodowej dziejami Skandynawii.

- Jestem popularyzatorem skandynawistyki na Ukrainie. Jestem także przewodnikiem po Ukrainie i Kijowie. (...) W najczarniejszych snach nie spodziewałam się tego, co wydarzenia się obecnie w moim państwie. Wojna na wschodzie Ukrainy trwała, ale prawie wszyscy o niej przez te 8 lat zapomnieli. Nikt nie spodziewał się, że teraz zacznie się eskalacja. Obudziliśmy się 24 lutego rano i sądziłam, że może ktoś się bawi, czymś tam strzela. Proszę mnie zrozumieć, ja nigdy wcześniej nie słyszałam wybuchów - zrelacjonowała w rozmowie z PAP początek inwazji rosyjskiej na Ukrainę ze swojej perspektywy. - Obudziłam męża, przeczytaliśmy wiadomości, zadzwoniliśmy do rodziców. Pytaliśmy siebie wzajemnie, czy to jest żart. To nie jest żart, to jest wojna - dodała poruszona.

Czytaj też: Toruń pomoże uchodźcom z Ukrainy. Prezydent Zaleski zdradza kolejne lokalizacje [Wojna na Ukrainie]

Irena z Ukrainy znalazła schronienie w Toruniu. "Miałam zwykłe plany na weekend..."

Pani Irena Khmielovska znajduje się obecnie w Toruniu. Mieszkanie użyczyła jej nieodpłatnie przyjaciółka z grodu Kopernika. Pomaga jej we wszystkim. - Nie mam jak za to odpłacić. Nie spodziewałam się wojny. Miałam zwykłe plany na weekend... - mówi poruszona pani Irena.

- Teraz szukam pracy. Mam jeszcze pół roku, aby pracować, bo później będę w zaawansowanej ciąży. Muszę zarabiać - przynajmniej cokolwiek. Ludzie mają dobre serce, ale to nie może trwać długo. Ja to rozumiem. Wielu Ukraińców do was przyjechało. To ciężar dla Polski. Ja to rozumiem. Mówię po polsku, po angielsku, jestem przewodnikiem. Mogę się wszystkiego nauczyć. To dla mnie ważna kwestia, żebym mogła za mieszkanie płacić. Jestem bardzo wdzięczna za wszelkie dobro, które mnie tu spotkało, ale przecież nie mogę tego nadużywać - wyznaje rozmówczyni Polskiej Agencji Prasowej.

Pomaga pani Irenie z Ukrainy i nie tylko. "Są u nas jeszcze dwie osoby"

Mając mamę na wózku inwalidzkim, trzy koty i będąc w ciąży nie mogła wziąć wielkich toreb. - Mam dokumenty i naprawdę najpotrzebniejsze rzeczy. (...) Odetchnęłam już troszeczkę. Potrzebuję jakiś spodni, bo trochę marznę tu w Toruniu. To normalne, zwykłe potrzeby - mówi pani Irena. Agnieszka Siejka, która przyjęła panią Irenę, działa w toruńskiej fundacji Verda.

- Ta kobieta ma 40 lat, jest w drugim miesiącu ciąży. Jej mama ma 72 lata i ma wiele chorób, porusza się na wózku inwalidzkim. To są moi znajomi pochodzący z Kijowa. Są jeszcze u nas w Toruniu dwie osoby - przyjaciółka Ireny oraz jej 24-letni syn z astmą i niewydolnością płuc. To student uniwersytetu kijowskiego, który pisze pracę magisterską z fortyfikacji Polski południowej. Jesteśmy w trakcie załatwiania mu studiów na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu - informuje w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej.

Spodobał ci się materiał? Obserwuj nas na Facebooku!

Dworzec w Przemyślu wypchany po brzegi. Coraz więcej uchodźców z Ukrainy w Polsce

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki