Gdy jednak potencjalny klient bardziej zagłębi się w ofertę szkolnego sklepiku znajdzie także mrożoną zapiekankę, czekoladowe drażetki, a spod lady – paprykowe chipsy.

i

Autor: fot. pixabay.com Gdy jednak potencjalny klient bardziej zagłębi się w ofertę szkolnego sklepiku znajdzie także mrożoną zapiekankę, czekoladowe drażetki, a spod lady – paprykowe chipsy.

Chipsy spod lady. Rzeczywistość gdańskich sklepików szkolnych

2018-02-17 14:30

Musli, soki owocowe i naturalne jogurty. Tak powinien wyglądać asortyment szkolnych sklepików, które na mocy rozporządzenia Ministerstwa Zdrowia, nie mogą sprzedawać batonów czy chipsów. Okazuje się jednak, że w niektórych gdańskich szkołach nikt nie przejmuje się przepisami. W końcu kakaowiec to roślina, więc czekolada to przecież sałatka!

Na półkach wybór dość monotonny: flipsy, podpłomyki bez cukru, chrupki kukurydziane i wafle gryczane. To produkty, które w pierwszej kolejności rzucają się w oczy. Gdy jednak potencjalny klient bardziej zagłębi się w ofertę szkolnego sklepiku znajdzie także mrożoną zapiekankę, czekoladowe drażetki, a spod lady – paprykowe chipsy.

- Pojawiły się w niektórych placówkach przekąski, które nie mają żadnych wartości odżywczych poza kaloriami. Jest także problem z pozyskaniem świeżych kanapek, bułek. Natomiast jest jeden ogromny sukces – w większości placówek zniknęły napoje gazowane. Co prawda – większość stojących na półkach soczków nadal napompowana jest cukrem, jednak wierzę, że idziemy już w dobrą stronę – mówi Piotr Kowalczuk, Zastępca Prezydenta Miasta ds. Polityki Społecznej.

Woda na zachętę

Miasto chociaż małymi krokami stara się zaszczepić wśród uczniów miłość do zdrowej diety.

- Tutaj mamy o tyle łatwiej, że w każdej ze szkół jest tzw. zdrój wodny, z którego można skorzystać całkowicie za darmo. Jest to woda oczyszczona mechanicznie, zdatna całkowicie do picia. Projekt ten ma zachęcić młodzież do picia wody i zrezygnowania z innych napojów, jak soki czy cola – dodaje Wiceprezydent.

Czarny handel... batoników

Mimo, że trend na zdrowe odżywianie jest ogromny, to jednak dzisiejsi studenci miło wspominają czas, kiedy w ich sklepikach szkolnych królowała coca-cola i chipsy.

- Każdy pił colę, jadł chipsy i nikt od tego nie zgłupiał. Powszechny dostęp powodował, że nie byliśmy tych produktów spragnieni, a co za tym idzie – nie pochłanialiśmy ich w masowych ilościach. Tak już w życiu jest – jak coś jest zakazane to robimy wszystko, by to mieć – mówi Malwina, która szkolne mury opuściła już siedem lat temu.

Opinie studentów potwierdza tzw. czarny handel, który na dzień dzisiejszy jest bardzo powszechny w wielu szkołach. Dzieci zaopatrują się w dziesiątki batonów w pobliskim sklepie, wszystko po to by następnie – po wyższej cenie – rozprowadzić je na przerwie wśród swoich koleżanek i kolegów.

- Często jestem świadkiem jak uczniowie podstawówki idą do szkoły z pięcioma paczkami chipsów. A u mojej córki w klasie? Ktoś handlował napojami gazowanymi po lekcjach WF'u. Możemy oczywiście żartować, że dzieci uczą się biznesu, reagują naturalnie na popyt, ale ta sytuacja jest raczej smutna niż śmieszna. Dzieci powinny mieć powszechny dostęp do tzw. "śmieciowych produktów", a to my – rodzicie – powinniśmy ich uczyć, by właśnie po te produkty nie sięgać. Tymczasem idziemy na łatwiznę licząc, że pewne zachowania ukształtuje... asortyment szkolnego sklepiku – mówi mama jednej z uczennic gdańskiej podstawówki.

Tysiące za chipsy

Mimo, że nowelizacja z 2016 roku sprawiła, że prawo stało się bardziej „łaskawe” i do sklepików wróciły m.in. zdrowsze drożdżówki, to jednak jak podkreśla sanepid - sprzedawanie chipsów czy coli jest nadal nielegalne. Za łamanie przepisów ajentom grozi kara - 5 tys. zł.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki