Wypadek łodzi

"Szukaliśmy wystających głów". Dramatyczna relacja strażników po katastrofie na Motławie

2022-10-12 15:31

Dwaj strażnicy graniczni opowiedzieli o przebiegu tragedii na Motławie w Gdańsku, gdzie wywróciła się łódź turystyczna. Do wody wpadło 14 osób, w tym 12 pasażerów, z których troje poniosło śmierć na miejscu zdarzenia albo w szpitalu. Jeden ze sterników łodzi usłyszał już w tej sprawie zarzuty. Feralnego dnia liczyła się każda sekunda, by ofiar nie było więcej.

Dramatyczna relacja strażników po wypadku łodzi na Motławie

Co powiedzieli strażnicy graniczni, którzy ratowali ofiary wypadku łodzi turystycznej na Motławie w Gdańsku? Do zdarzenia doszło w sobotę, 8 października, gdy jednostka "Galar Gdańsk I" wywróciła się i zaczęła tonąć, a 14 osób wpadło do wody. Trojga z grona 12 pasażerów, w tym 27-latki w zaawansowanej ciąży, nie udało się uratować, a jeden z dwóch sterników łodzi - 19-latek - usłyszał w tej sprawie zarzuty umyślnego sprowadzenie katastrofy w ruchu wodnym. Zdaniem śledczych chłopak wpłynął w strugę śrubową pracującego w pobliżu holownika, wskutek czego doszło do niekontrolowanego przemieszczenia się jachtu. Jak informuje PAP, tuż po tym jak doszło do wypadku, pierwszymi osobami, które ratowały poszkodowanych, byli strażnicy graniczni: st. chor. szt. SG Armand Jankowiak i st. chor. SG Andrzej Rokita. W tym czasie obaj znajdowali się już po służbie, ale pracowali na prywatnym katamaranie wożącym pasażerów, który płynął od strony Westerplatte. W pobliżu znajdował się też ""Galar Gdańsk I".

- Nasz kapitan zatrzymał statek, a tamci nas ominęli i płynęli dalej - mówi PAP Rokita. Po chwili usłyszał przez radio: "Gdzie płyniesz? Hole pracują".

Sternicy nie mogli wydusić słowa

Jak informuje PAP, po tym jak łódź z 12 pasażerami popłynęła dalej, Rokita poszedł na dziób katamaranu, obserwując całą sytuację. Nie musiał długo czekać, gdy struga wody pchnęła ją w kierunku nabrzeża Ostrów, a jednostka się wywróciła.  - Będzie akcja ratunkowa - krzyknął mężczyzna do swojego partnera. Sternik katamaranu nawiązał łączność radiową z kapitanatem i poinformował, że doszło do wypadku i żeby natychmiast wezwać jednostki ratownicze. Gdy dopłynęli do wywróconej do góry dnem łodzi, na jej szczycie siedziało dwóch młodych mężczyzn, ale żaden z nich nie potrafił wydusić z siebie słowa. Strażnicy graniczni tylko założyli kamizelki asekuracyjne i ruszyli na ratunek pozostałym poszkodowanym. Jankowiak wskoczył do wody, by pomóc osobom, które znajdowały się między promem a keją.

- Szukaliśmy w wodzie wystających głów, tak by móc kogoś podjąć na naszą jednostkę. Nie było nikogo widać - relacjonuje PAP Rokita. Po chwili on i jego towarzysze dostrzegli dryfującego mężczyznę. - Próbowałem go wyciągnąć, ale był za ciężki, więc poprosiłem jednego z pasażerów katamaranu, żeby mi pomógł. Później wyciągnęliśmy kobietę i okazało się, że pod nią był jeszcze jeden nieprzytomny mężczyzna, którego również podjęliśmy - dodaje.

"Nie widzieliśmy tych dwóch kobiet, które straciły życie"

Jak informuje PAP, Rokita wraz z wyłowionym mężczyzną rozpoczęli resuscytację ostatniego wyciągniętego pasażera wywróconej łodzi. W tym czasie kapitan katamaranu dopłynął do nabrzeża, gdzie czekały służby, które przejęły poszkodowanych.

- Najbardziej przykre jest to, że nie widzieliśmy tych dwóch kobiet, które straciły życie. Nie mieliśmy świadomości, że one są pod wodą - kontynuuje strażnik graniczny w rozmowie z PAP. Razem z Jankowiakiem przekonują, że w skutecznej akcji ratunkowej pomogło im doświadczenie i treningi prowadzone na jednostkach pływających Straży Granicznej. - Z Andrzejem rozumieliśmy się niemal bez słów. Wiedziałem, że mogę na niego liczyć w chwili, kiedy wskoczę do wody, by ratować innych - uzupełnia Jankowiak.

Sonda
Czy sternik łodzi powinien trafić do więzienia?
Mieli zlecić zabójstwo policjanta. Początek procesu

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki