Kochankowie odnaleźli się po 72 latach

i

Autor: Marcin Wziontek

Kochankowie odnaleźli się po 72 latach

2016-10-26 4:00

Ona - psycholog z Konstancina-Jeziorny, w powstaniu warszawskim sanitariuszka. On - naukowiec i ranczer z USA, żołnierz "Baszty". Ich wielką miłość przerwał wybuch powstania. Spotkali się ponownie po 72 latach i uczucie rozkwitło na nowo.

Barbara Kulińska-Żugajewicz (88 l.) i Andrzej Budzyński (90 l.) poznali się w 1943 r. i zakochali od pierwszego wejrzenia. - Zobaczyłem ją w jej domu w Konstancinie i od razu powiedziałem: "To będzie moja narzeczona" - opowiada Andrzej Budzyński. Los chciał inaczej. Wybuchło powstanie warszawskie. Ona była sanitariuszką w Konstancinie-Jeziornie, on żołnierzem w "Baszcie" na warszawskim Mokotowie. Wojna rozdzieliła ich na 72 lata.

Oboje założyli rodziny, później zostali wdowcami. Pani Barbara była przekonana, że Andrzej zginął w powstaniu. Tymczasem jemu udało się wyjechać do Stanów Zjednoczonych, gdzie zrobił karierę naukową i mieszka do dziś na ranczu w Pensylwanii. - Któregoś dnia wszedłem na internetową stronę Muzeum Powstania Warszawskiego i niechcący coś kliknąłem. I nagle zobaczyłem nazwisko "Barbara Żugajewicz". To mnie zelektryzowało! Przeczytałem o jej dramatycznych powojennych losach i postanowiłem ją odnaleźć - opowiada nam Andrzej Budzyński.

- Napisał list. Zadzwonił. A później przyjechał do mnie. Pierwsze spotkanie i rozmowy przebiegły tak, jakby tej przerwy nie było - dodaje Barbara Kulińska-Żugajewicz, która mieszka nadal w tej samej willi, w której pan Andrzej zobaczył ją po raz pierwszy. - Gdy po latach stanąłem znów w tych drzwiach, byłem niezwykle wzruszony - przyznaje. Popłakał się jak dziecko, gdy Basia pokazała mu jego wojenny prezent dla niej. Na dużym kartonie zapis nutowy walca, który skomponował dla narzeczonej w 1943 r. - Niedawno znalazłam te nuty w szpargałach. Też sobie popłakałam - przyznaje pani Barbara.

Uczucie między dawnymi narzeczonymi rozkwitło na nowo. - Oczywiście to już nie są młodzieńcze emocje, ale dojrzała miłość i wsparcie - mówią oboje. Pan Andrzej chętnie zabrałby Barbarę do USA, ale nie pozwala na to jej stan zdrowia. - Unormowaliśmy więc stosunki. Raz w tygodniu do siebie dzwonimy. Raz na miesiąc piszemy i raz na pół roku Andrzej przyjeżdża do Polski. I tak już pewnie do końca życia... - uśmiecha się pani Barbara.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki