Strzelanina w pralni na Gocławiu

i

Autor: Marcin Wziontek/SUPER EXPRESS Strzelanina w pralni na Gocławiu

Syn zadźgał ojca w pralni na Gocławiu. Nowe, szokujące fakty

2021-10-14 19:07

Marcin z ojcem pracowali w pralni na Gocławiu, gdy doszło między nimi do awantury. 37-letni syn dźgnął ojca nożem, zakrwawiony wybiegł z budynku i atakował jeszcze policjantów, którzy zmuszeni byli strzelać, by furiata zatrzymać. Po pięciu miesiącach prokuratura wniosła o umorzenie śledztwa w tej krwawej sprawie. Skąd taka decyzja?

Makabryczny atak rozegrał się 7 maja w pralni przy ul. Bora-Komorowskiego. 37-latek miesiąc po zabiciu ojca Bogusława usłyszał zarzut i trafił do aresztu, gdzie przebywa do dziś. Wszystko wskazuje na to, że uniknie odpowiedzialności za zabicie ojca. Zza krat więzienia może trafić do innego zakładu zamkniętego. Biegli wykazali, że mężczyzna był i jest niepoczytalny. Powinien znaleźć się w specjalistycznym ośrodku leczenia psychologicznego. 37-latek od dawna chorował psychicznie, ale odmawiał przyjmowania leków. Tego feralnego dnia - 7 maja - to mogło mieć wpływ na to, że stał się agresywny. 

- Prokurator wniósł do sądu o umorzenie śledztwa ze względu na stan zdrowia mężczyzny. Z opinii biegłych wynikło, że mężczyzna w czasie popełnienia zbrodni był niepoczytalny - mówi prokurator Katarzyna Skrzeczkowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. W czwartek sąd przyjrzał się wnioskowi i wciąż nie podjął decyzji, czy mężczyzna trafi do specjalnego ośrodka.

Mord w pralni na Gocławiu. Co stało się na ul. Bora Komorowskiego?

Do krwawej jatki w pralni przy ul. Bora-Komorowskiego doszło 7 maja. Nie było bezpośrednich świadków zdarzenia. Okoliczni mieszkańcy widzieli dopiero starcie zakrwawionego mężczyzny z policjantami. - Funkcjonariusze zostali wezwani do interwencji w pralni. Ze zgłoszenia wynikało, że ktoś może potrzebować tam pomocy. Na miejsce przybyli policjanci, a chwilę później strażacy, którzy umożliwili funkcjonariuszom dostanie się do lokali. W środku policjanci zastali mężczyznę, który trzymał w dłoni nóż i nie reagował na polecenia. Wyszedł z lokalu i zaatakował funkcjonariuszy, podjął też próbę ucieczki - relacjonował asp. Rafał Retmaniak z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji.

Ostatecznie 37-latek został ujęty po tym, jak policjanci oddali strzały z broni. Został zabrany do szpitala, ponieważ jego ciało miało wiele ran kłutych i ciętych.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki