Wszystko wydarzyło się w miniony wtorek. Do Stanisławy Piórko z Czekanowa przyjechał ukochany wnuczek Filip. Chłopiec chciał wykorzystać ostatnie chwile wakacji i urządził sobie z kolegą u babci na podwórku strzelnicę. Wzięli wiatrówkę ojca i przez całe popołudnie celowali do puszek ustawionych na kurniku.
Dzieciaki były tak zaaferowane zabawą, że nie zauważyły, że babcia Stasia wybrała się nakarmić ptactwo. Seniorka nagle znalazła się na linii ognia, ale z racji problemów ze słuchem nie usłyszała świszczącego w powietrzu śrutu. Chwilę później po wsi rozniósł się przeraźliwy krzyk.
- Nagle poczułam straszny ból w ramieniu. Wtedy zrozumiałam, że Filip do mnie strzelił. Wszędzie było pełno krwi - opowiada pani Stanisława. Kobieta wyła z bólu, a wnuczek z przerażenia. - On chyba myślał, że ta rana jest śmiertelna i strasznie płakał - dodaje seniorka. Wtedy na podwórku pojawił się ojciec Filipa. Mężczyzna nie wiedział, co robić i nie czekając na pogotowie, wsadził babcię w poloneza i zawiózł do szpitala. - Na szczęście postrzelenie nie było groźne. Kobieta została przewieziona do szpitala, gdzie usunięto jej śrut - mówi asp. sztab. Sławomir Tomaszewski z Sokołowa Podlaskiego.
- Teraz będziemy wyjaśniać okoliczności zdarzenia, m.in. czy wiatrówka była dobrze zabezpieczona i kto udostępnił ją dziecku - dodaje policjant. W skrajnym wypadku rodzice chłopca mogą odpowiadać nawet za narażenie go na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia. Pani Stasia kary dla bliskich wolałaby uniknąć. - Dla Filipa to i tak będzie nauczka na całe życie, że broń to nie zabawka, i że nawet z wiatrówką trzeba uważać - mówi.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail
Podcasty
Playlisty tematyczne
