Agata Mynarska przełamuje tabu! Dla wszystkich przyszłych nowożeńców ma jedną ważną radę

2019-04-26 14:08

Czy po rozwodzie można jeszcze być szczęśliwym? AGATA MŁYNARSKA udowadnia, że tak! W programie „Ex-tra zmiana” pomaga rozwodnikom stanąć na nogi i rozpocząć nowy etap życia. Dziennikarka opowiedziała nam, jak program zmienił życie dotychczasowym bohaterów i własnej, trudnej metamorfozie.

Agata Młynarska i Przemysław Schmidt

i

Autor: AKPA Agata Młynarska i Przemysław Schmidt

- Według statystyk co trzecie małżeństwo w Polsce kończy się rozwodem. Jak pani myśli, dlaczego tak się dzieje?

- To na pewno narasta, ale myślę, że rośnie też świadomość, że czasami trwanie w małżeństwie po prostu nie ma sensu. Dzisiaj wiele osób bardzo długo nosi się z decyzją o ślubie, co też nie jest dobre, ale zawsze mówię wszystkim młodym ludziom, nawet tym, którzy jeszcze nie mają żadnego majątku, żeby - jeżeli mogą - spisali sobie umowę przedmałżeńską.

- Jest pani zwolenniczką intercyzy?

- Uważam, że jest konieczna, bo w życiu może być różnie. W momencie kiedy wszystko się wali, człowiek mniej więcej tak samo traci zmysły i zdrowe podejście do życia, jak wtedy, gdy jest zakochany. To jest taki sam stan umysłu, tylko w drugą stronę. Odbiera nam rozum, przestajemy trzeźwo widzieć sprawy. Ziejemy wtedy nienawiścią do drugiej osoby i nawet najdrobniejsza rzecz, jaką jest kubek, może być powodem do irytacji. Najlepiej jest się dogadać, kiedy się kochamy, kiedy wszystko jest OK.

- Nie wierzy pani w romantyczną miłość na całe życie?

- Chodzi o to, żeby umieć oddzielić to, co jest pięknym romantycznym obrazkiem, siebie w białej sukni i z kwiatami, od tego co jest potem, w prawdziwym życiu. Na przykład wiele bohaterek mojego programu mówi, że życie zmienia się w momencie, kiedy pojawiają się dzieci, nagle mężczyźni zupełnie inaczej się zachowują, nie dorastają do roli ojców, zaczynają się pretensje i robi się poważny problem. Dlatego uważam, że trzeba podchodzić do wszystkiego, co jest piękną romantyczną historią z dużą dozą rozsądku, wyobraźni i zastanowić się, czy ten mężczyzna, z którym chcę się połączyć, jest tym, z którym mogę się kiedyś potencjalnie rozstać, choć może się to oczywiście nigdy nie wydarzyć.

- Nigdy wcześniej w polskiej telewizji rozwodnicy nie byli w centrum zainteresowania. Jak zrodził się pomysł na taki program?

- Nie było go, ponieważ w Polsce jest bardzo wiele tematów tabu. Jednym z nich jest rozwód, dlatego, że żyjemy w kraju, w którym ślub urasta do rangi niesłychanie ważnej kulturowo instytucji. Rozwodnicy to jest szara strefa, to są ci, którym się nie udało. To są ludzie odstawieni na boczny tor, bo to ci, którym się nie udało. Choć powoli zaczyna się to zmieniać. Jestem bardzo wdzięczna Małgosi Łupinie [szefowa kanałów tematycznych TVN-przyp. red.] za to, że powiedziała, że musimy na tych ludzi zwrócić uwagę i odważyła się postawić sprawę jasno. Tych ludzi jest bardzo dużo, oni potrzebują wsparcia. Dzięki temu ten temat trafił do mediów lifestylowych, gdzie pokazujemy, jak zacząć żyć po rozwodzie i pogodzić się z nim. Dla niektórych to może być obrazoburcze, kiedy mówię, że rozwód to nie jest koniec świata. Ale przecież osoba po rozwodzie ma prawo żyć dalej, ma prawo do szczęścia i do tego, żeby jeszcze przeżyć coś fantastycznego.

- W pierwszej edycji programu, większości bohaterkami programu były kobiety i tylko jeden mężczyzna. Czy to znaczy, że mężczyźni po prostu lepiej znoszą traumę rozwodu?

- Nie ma reguły, choć być może jest coś takiego w naszej mentalności,że uważamy, że mężczyzna musi sobie lepiej radzić w takich sytuacjach. Kiedy przyszedł do programu pierwszy mężczyzna i opowiadał o swoich trudnych doświadczeniach w nieszczęśliwym małżeństwie, widziałam, że wszyscy członkowie ekipie na planie mieli mieszane uczucia. Jak to? Nie potrafił poradzić, zawalczyć o to? Przecież w naszej kulturze przyjęte jest, że facet musi być twardzielem. Nie może cierpieć. Myślę, że dużo jest jeszcze takich stereotypów w myśleniu o tym, jak powinien wyglądać związek małżeński, jak powinien wyglądać rozwód, rozstanie. Zamiast oceniać, po prostu wysłuchajmy.

- Nim ruszyły zdjęcia do 2. edycji, spotkała się pani ponownie ze wszystkimi uczestnikami pierwszego sezonu. Jak wygląda ich życie teraz?

- To było wspaniałe doświadczenie. Sama byłam ciekawa, jak wygląda to życie po „Eks-tra zmianie”. Czy to rzeczywiście coś dało? Czyta ta nasza terapia ma sens? Ten moment, kiedy zobaczyłam, jak wchodzą uśmiechnięci, wyprostowani, szczęśliwi i piękni,robił wrażenie. Nie zobaczyłam załamanych ludzi, tylko wschodzące gwiazdy. Okazało się też, że zaprzyjaźnili się ze sobą i stali się dla siebie taką grupą wsparcia. Są też zgodni, że decyzja o tym, żeby wyłożyć na stół swoją historię, publicznie o niej opowiedzieć, była momentem oczyszczający. To była dla nich jednocześnie motywacja. Skoro już o tym powiedzieli, skoro to się wydarzyło, to nie chcą tego zepsuć. Chcą iść przed siebie.

- W tym programie ważnym elementem każdego odcinka jest metamorfoza. Pani sama kilka lat zachwyciła polaków, przechodząc podobną przemianę na własnej skórze. Jak wygląda taki proces i od czego zacząć?

- Bardzo długo pracowałam nad tym, żeby odzyskać wiarę w siebie, wewnętrzne szczęście. To, że zrobisz sobie choćby i sto operacji plastycznych, nie sprawi, że poczujesz się ze sobą. Najpierw musiałam zbudować siebie, dopiero potem zaczęłam stosować różne zabiegi kosmetyczne, schudłam, zaczęłam ćwiczyć- wszystko razem się połączyło. Przede wszystkim jednak chodziłam na terapię. Bez tego w ogóle nie byłabym w stanie stanąć na nogi i zacząć czerpać radość z bycia dla siebie kimś atrakcyjnym. To był bardzo bolesny i złożony proces, ale warto było go przejść.

Emisja w TV:

Eks-tra zmiana
Poniedziałek 22.25 TVN Style
środa 21.25 TVN Style

towideo.pl/embed/NjE5MzY=

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki