„Idź na całość” wraca! Nie do wiary, co Zygmunt Chajzer musiał zrobić, by móc znów prowadzić show

2025-08-11 5:11

To już pewne! Po 25 latach od zakończenia emisji kultowy w latach 90. teleturniej „Idź na całość” doczeka się nowej odsłony, a w roli gospodarza znów zobaczymy Zygmunta Chajzera. Legendarny prowadzący zdradził nam, jakie niespodzianki czekają jesienią na fanów programu i jak wyglądał jego powrót na plan show po tak długiej przer

- Ma pan na koncie wiele telewizyjnych hitów, ale w przeszłości przyznawał pan, że największy sentyment ma do „Idź na całość”. Dlaczego akurat do tego formatu?

- Bo okazał się on przełomowy w mojej drodze zawodowej. Wcześniej pracowałem etatowo w radiu. Działałem też przy różnych produkcjach w telewizji, ale to zdecydowanie nie była ta skala, jaką miał program „Idź na całość”. Zyskał on jakąś niesłychaną wprost popularność! To właśnie tamten moment sprawił, że stałem się rozpoznawalny dla szerokiej publiczności, zaczęto mnie silnie kojarzyć z tym formatem i ludzie dowiedzieli się, kto to taki ten Zygmunt Chajzer (śmiech).

- Jak pan wspomina czas, gdy powstawały pierwsze odcinki „Idź na całość”? Praca na planie bardzo się różniła od tego, jak dziś powstaje telewizja?

- Jeśli chodzi o nasz program, to przesadnie wiele się tak naprawdę nie zmieniło. Jego istota pozostaje taka sama, podobnie jak jego podstawowe elementy – nadal jest tu Zonk, są trzy bramki itd. Niezmienne trzeba też umieć podjąć decyzję – albo poprzestaje się na tym, co się zdobyło, albo gra się dalej, ale ryzykując utratę tego, co się już ma. Niewątpliwie jednak zmieniły się same nagrody, o które toczy się gra, jak i technologia, z którą pracujemy na planie. W latach 90. nie mogłem chociażby korzystać z tzw. ucha, czyli wsparcia, które prowadzący otrzymują przez słuchawkę. Wtedy trzeba było sobie ze wszystkim radzić samemu – ewentualnie z pomocą asystenta, który pracował przy programie – zapamiętywaniem wszystkiego, co się dzieje na planie. Ta odpowiedzialność była więc dużo większa. Jestem też zachwycony naszą scenografią, jej kolorystyką i całą oprawą, bo wszystko utrzymane jest tu w jasnych pastelowych kolorach. Jak na program rozrywkowy przystało! A jeśli chodzi o nagrody? Wciąż najbardziej pożądaną pozostaje samochód, ale pojawiło się w puli też wiele nowych opcji: teraz mamy laptopy, quady, skutery elektryczne czy wycieczki na Malediwy albo Seszele. Kiedyś szczytem marzeń był wyjazd do Grecji czy Turcji...

- Rozmach jest więc teraz większy!

Zygmunt Chajzer maskotki Zonka strzeże jak oka w głowie!

- Oczywiście, że tak (śmiech)! Pewne rzeczy nam już dzisiaj po prostu spowszedniały, teraz trzeba czegoś szczególnego, bardziej spektakularnego. I to właśnie można u nas wygrać.

- Zaskoczyła pana wiadomość, że po tylu latach program powróci na antenę?

- Było wcześniej kilka prób jego wznowienia, ale żadna nie doszła do skutku, więc trochę zacząłem godzić się z myślę, że pewnie się już nie uda. Gdy pojawił się telefon ze stacji TTV, usłyszałem, że jest licencja i program rzeczywiście powstanie, było pełne zaskoczenie, ale też oczywiście radość! Przez wiele lat sądziłem, że nie będzie już powrotu do tego formatu, więc to duża niespodzianka. Przyznam, że liczyłem na ten powrót. W końcu wiele formatów telewizyjnych sprzed lat wznowiono, i to ze sporymi sukcesami, trochę się więc dziwiłem, dlaczego nie „Idź na całość”? Dlaczego nie program, który miał 10 mln widzów i można powiedzieć, że przeszedł do historii telewizji, a nawet do języka potocznego, bo w końcu słowo „zonk” na stałe weszło do naszych słowników. Ludzie świetnie to wszystko pamiętali. Natomiast muszę zaznaczyć, że po telefonie ze stacji nie od razu zostałem prowadzącym nowych odcinków „Idź na całość”. Musiałem przejść casting, tak jak inni chętni do prowadzenia programu i przyznam, że dosyć długo czekałem na odpowiedź. Okazało się, że wygrałem.

- Czuł pan nutkę satysfakcji, kiedy okazało się, że wciąż jest pan w tej roli niezastąpiony?

- Nie wiem, czy jestem nie do zastąpienia, ale na pewno pokazałem, że jestem w dobrej formie, i że świetnie sobie dają radę na planie. Zresztą widzowie już niedługo sami będą to mogli oceniać, ale mam poczucie, że udało nam się zrobić naprawdę fantastyczny program i dobrze się sprawdził duet, który tworzę tutaj z Robertem Motyką. W tych nowych odcinkach wystąpi on jako współprowadzący. Wcześniej znaliśmy się dosyć pobieżnie. Tak naprawdę lepiej mogliśmy się poznać dopiero przy tym programie i muszę przyznać, że Robert okazał się świetnym partnerem, ma znakomite wyczucie publiczności, umie nawiązać z nią kontakt, a do tego potrafi improwizować, a z tego ten program składa się właściwie w 90 procentach, bo, wbrew pozorom, jest on niespodzianką nie tylko dla uczestników, ale i dla nas.

- Wasz duet to chyba największe zaskoczenie, jeśli chodzi o nową odsłonę „Idź na całość”, bo wcześniej rządził pan na planie niepodzielenie. Trudno było panu przestawić się taki rodzaj pracy?

- Myślę, że to przyszło naturalnie. Oglądałem zresztą wcześniej zagraniczne wersje tego programu, m.in. ze Stanów Zjednoczonych i Niemiec. Tam też można zobaczyć dwóch prowadzących, choć relacje między nimi są różne. U niektórych jest to układ na zasadzie „mistrz i uczeń”, ale my z Robertem od początku sobie założyliśmy, że w naszym przypadku będzie to współpraca partnerska i to się świetnie udało. Wspieramy się. W tych nowych odcinkach nie ma już hostess, to my jesteśmy swoimi asystentami. Czasem ja pomagam Robertwo, a czasem on mnie. To też ważne dla realizacji samego programu jest, bo każdy z nas może mieć chwilę na oddech. Myślę, że ten duet to bardzo ciekawe rozwiązanie.

- Jak sam pan zauważył, ostatnio zapanowała istna moda na przywracanie do życia popularnych przed laty programów rozrywkowych. Z czego, pana zdaniem, ten tren wynika?

- Pewnie w dużej mierze z sentymentu, bo chyba wszyscy czasami mamy takie poczucie, że kiedyś świat był piękniejszy, bardziej kolorowy i wszystko było jakieś lepsze (śmiech). Lubimy powracać do lat młodości, a przecież dzisiejsi 30- czy 40-latkowie to tak naprawdę moja publiczność z czasów „Idź na całość”. Dzieciaki kochały oglądać ten program, w domach bawiły się przy nim całe rodziny, a maluchy często marzyły o tym, żeby rodzice, którzy jadą do programu, przywieźli nie samochód czy sprzęt elektroniczny tylko Zonka (śmiech). Dzieci po prostu uwielbiały te koty. Myślę, że właśnie ci mali widzowie, którzy mieli wtedy kilka czy kilkanaście lat, będą i teraz z sentymentem oglądać „Idź na całość”. Na pewno będą padać zdania: „A pamiętasz tego kota?” A pamiętasz bramki?”. I właśnie to jest tak fajne. Można na chwilę do tego wrócić i poczuć się trochę młodszym.

Jak dobrze znasz najpopularniejsze polskie teleturnieje?
Pytanie 1 z 10
Kto prowadzi teleturniej "Jeden z dziesięciu"?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki