- Potrafisz zrozumieć uczestników „The Voice of Poland” jak mało kto. W końcu sam 9 lat temu byłeś na ich miejscu. Pamiętasz jeszcze tamte emocje?
- Tego się nie zapomina. Są takie momenty w życiu, które otwierają kolejny rozdział. Towarzyszą temu bardzo silne emocje. Do dzisiaj pamiętam, jak mi się ręce trzęsły, jak przyśpieszył mi puls. Po prostu niesamowite. Niby wyszedłem na scenę pewny siebie, bo miałem wyluzowane podejście. Zgłosiłem się po prostu z ciekawości, żeby zobaczyć, czy ten program jest ściemą. Chciałem zobaczyć jak to wygląda. Nie zależało mi na tym, by stać się gwiazdą. Z takim nastawieniem tam przyszedłem, ale mimo wszystko pamiętam, co czułem, kiedy tam stałem, gdy wiedziałem, że zaraz wyczytają moje imię i wyjdę zaśpiewać piosenkę. Wow!
- Czy tamto doświadczenie okazało się pomocne w roli jurora „The Voice of Poland”?
- Myślę, że tak. Wiem na przykład, że trzeba brać poprawkę na to, jak uczestnicy śpiewają, bo pamiętam, jak ja wtedy śpiewałem. Nieraz później wyrzucałem sobie później, że nie tak to miało być. To na pewno pomagało mi oceniać występy uczestników podczas tzw. przesłuchań w ciemno, gdzie czasem słyszałem stres w głosie. Jeśli jednak słyszę potencjał, to warto dać szansę. Na pewno pomaga mi też 10 lat doświadczenia na scenie. Wiem, że nie będę dla nich nauczycielem śpiewu, mogę dać raczej jakieś wskazówki dotyczące emisji głosu, których sam się nauczyłem, ale bardziej jestem dla nich trenerem mentalnym. Takim, który może nauczyć, z czym się wiąże show-biznes, na co powinni uważać. Ja też popełniłem wiele błędów. Łatwo się w tym pogubić.
- Chodziłeś jeszcze do liceum, gdy z dnia na dzień zyskałeś wielką popularność. Jaka taki nagły sukces wpływa na życie 19-latka?
- Nie byłem na to przygotowany. Nie spodziewałem się, że to osiągnie taką skalę. W pewnym momencie moje imię i nazwisko były, według list Billboardu, czwarte w Europie pod względem wyszukiwania w internecie. Gdzie się nie pojawiłem, to był jakieś szok! Na początku to zainteresowanie rozbiło wrażenie, ale z czasem przestało być fajnie. Przerodziło się to w coś takiego, że zaczęło być trochę niebezpieczne. Zacząłem unikać miejsc publicznych. Ja tylko poszedłem do programu zaśpiewać i nic się u mnie się nie zmieniło. Ale co się stało z ludźmi? Uświadomiłem sobie, jak ogromną siłę oddziaływania na ludzi mają media. To jest potężna moc, która może przynieść dobre rzeczy i dać szansę, ale też zdałem sobie sprawę, jak może manipulować ludźmi.
- Jak ta dekada na scenie cię zmieniła? Czego się nauczyłeś?
- Tego dzieciaka dalej gdzieś w środku mam (śmiech)! Cieszę się małymi rzeczami, lubię się powygłupiać i nigdy tego nie zmienię, bo uważam, że to cudowne mieć w sobie tego dzieciaka, ale wiek robi swoje. Chcąc nie chcąc stałem się mężczyzną, który zaraz skończy 30 lat, a dopiero co miałem 19! Myślę, że to jest czas, w którym na pewno do wielu rzeczy trzeba podejść dojrzalej. Teraz moja świadomość jako człowieka, ale także muzyczna zmieniła się o tyle, że jeszcze bardziej wiem, czego chcę od muzyki i wiem, co chcę powiedzieć swoim fanom. Teraz będę pracować nad nową płytą, na której wrócę do swoich korzeni. To na pewno będzie reggae, ale ugryzione w zupełnie inny sposób. Wracam do opowiadania o tym, co się dzieje wokół nas, tego co sam przeżyłem.
- Co czułeś, kiedy zasiadłeś po raz pierwszy w fotelu jurorskim, już jako autorytet muzyczny?
- Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jaka odpowiedzialność na mnie spoczywa. Bo można podejść do tego na ludzie, ale, skoro mam się dzielić swoim doświadczeniem, to chcę zrobić to dobrze. Pierwsze przesłuchania były dla mnie najtrudniejsze, bo dopiero się wtedy oswajałem z całą tą sytuacją, ale z czasem wyluzowałem i skupiałem się już bardziej na tym, żeby uspokoić naszych uczestników, żeby pamiętali, że zwycięstwo nie jest najważniejsze. Ja sam mogę być dobrym przykładem! Może nie wygrałem programu, ale wygrałem fanów, którzy poszli za mną.
- Zwycięstwo w muzycznym talent-show wcale nie musi jednak oznaczać wielkiej kariery muzycznej. Nie wszystkim udało się wykorzystać tę szansę. Tobie tak. Jak to zrobić?
- Nie byłem na tym skupiony, ja miałem pomysł na siebie już wcześniej, jeszcze przed programem - wiedziałem, że chcę grać i śpiewać dla ludzi, pisałem muzykę i teksty, więc mi było łatwiej. Byłem w tym wszystkim wiarygodny, bo jest wielu artystów, którzy dostają gotowe piosenki do zaśpiewania, ale często ta kariera trwa wtedy rok-dwa. Ludzie czują, czy coś jest prawdziwe czy nie. Choć to jest trudne w dzisiejszych czasach, gdzie nawet nie musisz umieć śpiewać, komputer wszystko zrobi za ciebie, a wytwórnie wyciskają młodych artystów jak cytrynę. Liczy się, żeby zarobić pieniądze i następny, proszę! Dlatego uważam, że młodym ludziom jest trudniej, niż mi było wtedy. Ja miałem też dużo szczęścia, trafiłem w dobry moment, bo tego reggae wtedy nie było, a ludzie chcieli właśnie czegoś pogodnego, brakowało im tego typu wrażliwości, a ja im to – mam nadzieję – dałem.
Emisja w TV:
The Voice of Poland
sobota 20.05 TVP 2