- Los ponownie uderzył w Halinę Kunicką. Kilka dni po szczerym wyznaniu o samotności zmarł jej wieloletni przyjaciel, kompozytor Jerzy Derfel.
- Artystka mówiła, że „czuwał nad nią” i „dzwonił każdego ranka”. Teraz została bez niego.
- To kolejny bolesny rozdział w życiu gwiazdy, która zawsze śpiewała o miłości, a dziś znów mierzy się ze stratą.
Bolesne wyznanie Haliny Kunickiej: „Czasem budzę się i myślę: po co ja się znów obudziłam”
Niedawno Halina Kunicka gościła w programie „Dzień Dobry TVN”. Jej szczere wyznanie wstrząsnęło widzami i poruszyło tysiące osób w sieci. Artystka, przez dekady kojarzona z elegancją, uśmiechem i pogodą ducha, mówiła o tym, jak trudno żyć w ciszy po latach śpiewania o miłości.
Czasami się zdarza tak, że budzę się rano i myślę sobie: po co ja się znów obudziłam. Ja wcale nie chcę się budzić. To jest chyba sprawa wieku, a poza tym sprawa samotności. To jest powód jedyny, najważniejszy – samotność
– powiedziała z przejmującą szczerością. To nie była deklaracja rezygnacji z życia – raczej ciche wołanie o bliskość. W tych słowach słychać było tęsknotę za kimś, kto potrafi zrozumieć bez słów. Dziś już wiemy, że takim człowiekiem przez lata był właśnie Jerzy Derfel.
Zobacz: Wstrząsające wyznanie 87-letniej Haliny Kunickiej o samotności. "Wcale nie chcę się budzić"
Jerzy Derfel – przyjaciel, opiekun i powiernik artystki
Ich przyjaźń trwała ponad pół wieku. Połączyła ich muzyka, wspólne środowisko artystyczne i delikatna wrażliwość. Kiedy los zabrał im współmałżonków, to właśnie oni – Halina i Jerzy – zaczęli wspierać się nawzajem. W wywiadzie dla „Dobrego Tygodnia” Kunicka mówiła o tej relacji z rozczuleniem: „Chodzimy na koncerty, do teatru. Trzymamy się razem. To wielkie bogactwo mieć kogoś bliskiego.”
Czuwa nade mną. Przez telefon rozmawiamy kilka razy dziennie. Dzwoni co rano, żeby się dowiedzieć, jak się czuję. Jest na każde wezwanie. On też zawsze może liczyć na mnie
– opowiadała Kunicka. Ich relacja była wyjątkowa, oparta na wzajemnym szacunku, trosce i poczuciu humoru. O kompozytorze mówiła z czułością: „To spora figurka z chińskiej porcelany – delikatny i nadwrażliwy.”
Zobacz też: Polska kultura straciła mistrza. Nie żyje Jerzy Derfel, artysta o wielkim sercu i wyjątkowym dorobku
Trudna relacja z synem: „Nie mam już nikogo bliższego”
W rozmowie z Dorotą Wellman artystka wspominała też, że z synem, Marcinem Kydryńskim, ich relacja bywa trudna, a dni często wypełnia cisza.
To nie bardzo tak jakoś nam się układa ta rozmowa. (…) Tak sobie myślę, jak to jest możliwe, że to jest mój syn, ktoś najbliższy mi na świecie, bo teraz nie mam już nikogo bliższego.
Te słowa dziś brzmią jeszcze mocniej. Bo właśnie odeszła osoba, która była dla niej codzienną obecnością. Człowiek, który – jak sama mówiła – „wyzwalał ją z samotności”.
Jerzy Derfl nie żyje
Jerzy Derfel odszedł w wieku 84 lat. Pianista, kompozytor, dyrygent – człowiek, którego muzyka stała się tłem życia pokoleń. Pisał dla największych: Kunickiej, Wodeckiego, Młynarskiego, Majewskiej, Ewy Bem. Jego kompozycje brzmiały w filmach i na scenach, a on sam był duszą polskiej piosenki. To właśnie on stworzył muzykę do „Misia” – filmu, który wszedł do kanonu polskiej kultury. Ciepły, pogodny, oddany sztuce – taki pozostanie w pamięci tych, którzy mieli szczęście go znać.
Artystkę i kompozytora łączyła nie tylko przyjaźń, ale też wspólne wspomnienia: rodzinne spotkania, koncerty, rozmowy do późna.
Przez lata razem spędzaliśmy sylwestry, zawsze u Jurka i jego żony Wigi. Spotykaliśmy się w święta, urodziny, imieniny… To była druga rodzina.
Dla Haliny Kunickiej jego śmierć to nie tylko strata artystyczna, ale osobista rana. Od kiedy zmarł jej mąż, Lucjan Kydryński, Kunicka nie ukrywała, że tęskni za bliskością. Dzięki przyjaźni z Derflem znów mogła się uśmiechać. Teraz została sama. To kolejny cios dla artystki, która całe życie śpiewała o miłości, a dziś znów mierzy się z jej brakiem. Los jakby z uporem wracał do niej z lekcjami straty. A jednak – mimo bólu – Kunicka wciąż mówi z czułością i wdzięcznością o tym, co dostała od ludzi.
To wielkie bogactwo mieć kogoś bliskiego
– mówiła. Dziś te słowa brzmią jak pożegnanie i jak świadectwo przyjaźni, która przetrwa nawet śmierć.