Filmy science-fiction to w Polsce, mimo rosnących możliwości technologicznych i filmowych budżetów, rzadko się udają, a połączenie tego gatunku z komedią wydaje się jeszcze trudniejsze. Początkującemu w latach 80. reżyserowi Juliuszowi Machulskiemu ta sztuka się jednak udała, i to z nawiązką. "Film miał dodać otuchy, by wszyscy mogli się pośmiać, pożartować w trudnym czasie” - wspomina Olgierd Łukaszewicz, ale okazało się, że z powodzeniem bawi także i dziś, a takie cytaty jak: "Kopernik była kobietą” czy „Ciemność, widzę ciemność” na stałe weszły już do naszego języka.
i
Dzięki „Seksmisji” Machulski chciał widzom w 1983 r. pokazać, jak mogłaby wyglądać przyszłość w XXI wieku, gdyby dzięki rozwojowi technologii mężczyźni przestaliby być potrzebni. Gdy dwóch śmiałków wybudza się z wieloletniej hibernacji w 2044 r., odkrywają, że są jedynymi mężczyznami w świecie opanowanym przez kobiety. Przedstawiona w filmie wizja przyszłości nie napawa optymizmem, ale aż kipi od humoru, szczególnie dzięki Jerzemu Stuhrowi w roli zawadiackiego Maksa i Olgierdowi Łukaszewiczowi jako nieporadnego Alberta.
Nie wszyscy jednak poznali się na żarcie. Film zbojkotowały amerykańskie feministki, uważając, że atakuje on kobiety. Polscy widzowie od początku nie mieli wątpliwości, że w rzeczywistości nie jest satyrą na kobiety, lecz na system totalitarny. Najwyraźniej krytyki komunizmu nie doszukał się w nim jednak Michaił Gorbaczow, który był zachwycony obejrzaną przypadkiem podczas wizyty w Warszawie „Seksmisją”. Film stał się hitem w całym bloku wschodnim – od NRD po ZSRR.
Co ciekawe, „Seksmisja” miała mieć swój ciąg dalszy. Juliusz Machulski razem z Ryszardem Zatorskim zaczęli pracę nad scenariuszem do drugiej części filmy, jednak niezadowolony z efektu końcowego reżyser zdecydował się, przynajmniej na razie, nie realizować go. Jak miałyby zatem wyglądać dalsze losy Maksa i Alberta? Odpowiedź, zawiera tajemniczy scenariusz, który jak dotąd pozostaje w sejfie reżysera.
Emisja w TV:
Seksmisja
czwartek 9.55 Polsat Film