- Film, który miał być porażką, stał się legendą. "Noce i dnie" Jerzego Antczaka ukształtowały wrażliwość kilku pokoleń i do dziś uznawane są za jedno z największych dzieł polskiego kina.
- Historia Barbary i Bogumiła poruszyła miliony. Widzowie śmiali się, płakali i rozpoznawali w bohaterach własne marzenia, lęki i niespełnienia.
- Produkcja była gigantycznym wyzwaniem. Zdjęcia trwały półtora roku, budżet sięgnął 130 milionów złotych, a na planie pracowały tysiące osób.
- Sukces "Nocy i dni" przeszedł najśmielsze oczekiwania. Film zdobył Srebrnego Niedźwiedzia w Berlinie, walczył o Oscara i został okrzyknięty "polskim 'Przeminęło z wiatrem'".
Spis treści
22 września 1975 roku odbyła się uroczysta premiera filmu Jerzego Antczaka "Noce i dnie". Ekranizacja, której nikt nie wróżył sukcesu, nagle stała się wydarzeniem na miarę narodowego święta. Dziś, po niemal pół wieku, "Noce i dnie" są wspominane nie tylko jako film, ale jako zjawisko – dzieło, które ukształtowało wrażliwość kilku pokoleń i które wciąż wraca w rozmowach, anegdotach i… rodzinnych wspomnieniach o wspólnym oglądaniu w telewizji.
To, co uważano za niewykonalne, okazało się nie tylko możliwe, ale wręcz ponadczasowe. Historia Barbary i Bogumiła Niechciców, wpisana w wielkie przemiany historyczne XIX i XX wieku, miała być za trudna, zbyt nudna, zbyt "polska". A jednak to właśnie ona sprawiła, że miliony widzów śmiały się, płakały i zadawały sobie pytania o własne życie.
„Najnudniejsza książka świata”?
Gdy Antczak ogłosił, że chce zekranizować powieść Marii Dąbrowskiej, w środowisku filmowym zawrzało. Wielu uznało to za fanaberię. "Najnudniejsza książka świata, nieprzekładalna na język filmu" – powtarzał Jerzy Kawalerowicz, ówczesny szef zespołu "Kadr". Znajomi reżysera ostrzegali go, że porywa się z motyką na słońce. Dla Antczaka był to policzek, ale i wyzwanie.
Tym bardziej że jego największą sojuszniczką była żona, Jadwiga Barańska (+89 l.). To ona, zachwycona radiowym czytaniem Gustawa Holoubka (+85 l.), podsunęła mu powieść. Antczak początkowo ją odrzucił – po kilku stronach odłożył książkę ze słowami: "Tego się nie da czytać". Ale gdy żona nalegała, podjął drugą próbę i połknął całość w 48 godzin. Wyszedł z pokoju i powiedział tylko: "Ja to będę robił". Tak zaczęła się droga, którą niewielu odważyłoby się podjąć.
Nie przegap: Od "Nocy i dni" po 68 lat związku. Jerzy Antczak i Jadwiga Barańska byli nierozłączni
Upór Barańskiej i "cud" Holoubka
Jadwiga Barańska nie tylko uwierzyła w potencjał powieści – postanowiła być jej twarzą. Zagrała Barbarę Niechcicową, kobietę o rozdartej duszy, która nie umiała pokochać swojego męża, a jednocześnie nie potrafiła zapomnieć o dawnym uczuciu. Antczak, obsadzając żonę w głównej roli, wystawił się na krytykę – szeptano, że film stanie się rodzinną fanaberią. Ale aktorka udowodniła, że była najlepszym wyborem. Jej Barbara była pełna emocji, sprzeczności i prawdy – jak każda kobieta, która przeżywała swoje niespełnienia i marzenia.
Jadwiga Barańska wielokrotnie powtarzała, że ojcem chrzestnym filmu był Holoubek. To on, swoim hipnotyzującym głosem, rozpalił w niej wiarę, że „Noce i dnie” można przełożyć na język kina.
Pomyślałam sobie, że to materiał na serial o każdym z nas. O każdej kobiecie – wspominała aktorka.
Pieniądze, pot i łzy
"Noce i dnie" były produkcją na skalę, jakiej polskie kino wcześniej nie znało. Budżet wynosił aż 130 milionów złotych – astronomiczną sumę w latach 70. Na planie przewinęło się kilka tysięcy statystów i setki aktorów, a zdjęcia trwały blisko półtora roku. Do tego trzeba dodać lata pracy nad scenariuszem. Jerzy Antczak powtarzał później:
Poświęciłem pięć lat życia. Cały świat, jaki wtedy znałem, zamieniłem na ten film
To nie były tylko słowa. Reżyser obsesyjnie dbał o szczegóły – przesadzano 300 strych drzew, by Serbinów wyglądał dokładnie jak w książce, a sceny pożaru kręcono na krakowskim Kazimierzu, gdzie specjalnie przesunięto termin rozbiórki starych kamienic. Była to produkcja, w której każdy dzień oznaczał pot, łzy i nieustanną walkę z przeciwnościami.
Bińczycki, który „nie nadawał się do filmu”
Wielkim wygranym „Nocy i dni” okazał się Jerzy Bińczycki (+61 l.). A przecież sam uważał się za aktora niefilmowego. Kiedy Antczak zaproponował mu rolę Bogumiła Niechcica, ten odparł:
Wszystkie próbne zdjęcia spaliłem. Uchwalono, że jestem niefilmowy.
Skromność i brak wiary w siebie niemal odebrały mu szansę życia. Pierwsze dni na planie rzeczywiście były katastrofą – Bińczycki grał tak źle, że sam chciał zapłacić za zmarnowaną taśmę i wrócić do Krakowa. Ale Antczak postanowił blefować: powiedział mu, że to tylko próby. Następnego dnia, w ulewnym deszczu i błyskach piorunów, Bińczycki zagrał jedną z najpiękniejszych scen w karierze. Reżyser wspominał:
Nastąpiło otwarcie człowieka. Widziałem, że oto narodził się wielki artysta.
Kamera uchwyciła wtedy prawdziwego, ludzkiego bohatera. Bogumił Bińczyckiego – ciepły, pracowity, pełen dobroci, ale i tragicznie samotny – wzrusza do dziś.
Zobacz także: "Dziś moje serce żegna Jadzię Barańską". Karol Strasburger wspomina zmarłą aktorkę
Bogumił Niechcic – rola życia i… śmierci
Historia postaci Bogumiła Niechcica to osobny rozdział w dziejach polskiego kina. Antczak pisał tę rolę z myślą o Stanisławie Jasiukiewiczu (+52 l.) – jednym z najbardziej lubianych aktorów tamtych lat, znanym m.in. z "Czterech pancernych i psa" czy "Potopu". To właśnie on miał wcielić się w serdecznego, prostolinijnego mężczyznę, który – choć kocha Barbarę – nie potrafi jej dać tego, czego ona pragnie.
Jasiukiewicz otrzymał scenariusz i miał cieszyć się z propozycji. Jednak kilka dni później zadzwonił do Antczaka i odmówił.
Ja nie mogę grać Bogumiła. Nie dlatego, że nie chcę. Nie wolno mi… Kiedyś to zrozumiesz
– powiedział tajemniczo. Wkrótce okazało się, że aktor zmaga się z rakiem trzustki i wie, że nie dożyje końca zdjęć. Reżyser był wstrząśnięty.
Dramatycznym dopełnieniem tej historii był moment, gdy Jasiukiewicz pojawił się na planie podczas kręcenia sceny ślubu Barbary i Bogumiła. Stał w bocznej nawie kościoła, płakał, a chwilę później zniknął. Zmarł dokładnie w dniu, w którym ekipa filmowała scenę słynnych nenufarów. Tak oto rola pisana dla Jasiukiewicza, stała się życiowym sukcesem Jerzego Bińczyckiego. Dla jednego była to rola stracona, dla drugiego – rola życia.
Ikoniczna scena z nenufarami
Wspomniana już scena z nenufarami jest jednym z symboli filmu. Karol Strasburger (78 l.), grający Jerzego Tolibowskiego, wchodzi do stawu, by zebrać lilie wodne dla Barbary. Antczak szukał odpowiedniego miejsca do ujęć tygodniami – aż w końcu, kierowany przeczuciem, kazał skręcić w boczną drogę i znalazł staw pokryty białymi kwiatami. Czas był bezlitosny – kwiaty mogły przekwitnąć w kilka godzin. W nocy ściągnięto aktorów, a o świcie rozpoczęto zdjęcia.
Dla Strasburgera nie było to romantyczne – w wodzie zaatakowały go pijawki. Przy kolejnych ujęciach musiał wejść do stawu w gigantycznych kaloszach, które ukryto pod spodniami. Nikt jednak nie zapamiętał gumowców – wszyscy pamiętają białe kwiaty na tafli wody i romantyzm chwili, która stała się ikoniczną.
Sukces polskiego filmu za granicą
"Noce i dnie" okazały się triumfem. W Berlinie Jadwiga Barańska zdobyła Srebrnego Niedźwiedzia, a rok po premierze film trafił do oscarowego wyścigu. Amerykańska prasa porównywała go do "Przeminęło z wiatrem" i "Doktora Żywago". "Los Angeles Times" pisał o "wspaniałym epiku", a "New York Times" wprost ogłaszał, że "powstało drugie Przeminęło z wiatrem". Do 1988 roku w Polsce obejrzało go 22 miliony widzów, a za granicą – tysiące osób, które często pierwszy raz stykały się z polskim kinem.
Zobacz: Jerzy Antczak udzielił pierwszego wywiadu po śmierci żony. Tak mówi o ukochanej Jadwidze Barańskiej
Dlaczego wciąż kochamy „Noce i dnie”
Fenomen "Nocy i dni" polega na tym, że opowiadają o nas wszystkich. O miłości – tej niespełnionej i tej codziennej. O przemijaniu, które dopada każdego. O rodzinie, która potrafi być i błogosławieństwem, i przekleństwem. Bogumił i Barbara nie są bohaterami z pomnika – są ludźmi z krwi i kości, z błędami, marzeniami i dramatami. Dlatego film Antczaka nie starzeje się, a kolejne pokolenia wracają do niego jak do opowieści o własnym życiu. W 2015 roku "Noce i dnie" uhonorowano Diamentowym Lwem jako najwybitniejszą polską produkcję wszech czasów. Dziś, po 50 latach od premiery, nadal wzrusza, inspiruje i uczy pokory wobec losu.