Robert Redford odszedł we śnie. Był ikoną kina i jednym z największych buntowników Hollywood

Świat żegna jedną z największych gwiazd kina – aktora, reżysera, wizjonera i ekologa, który na zawsze zmienił oblicze Hollywood i kina niezależnego. Robert Redford zmarł we śnie w miesiąc po swoich 89 urodzinach. Informację o jego śmierci podał "The New York Times", powołując się na oficjalne oświadczenie bliskich. „Był w miejscu, które kochał, z ludźmi, których kochał” – napisano w oficjalnym oświadczeniu.

  • Robert Redford zmarł we śnie w wieku 89 lat – informuje "The New York Times".
  • Był gwiazdą Hollywood, reżyserem z Oscarem i twórcą festiwalu Sundance.
  • Walczył o naturę i przez dekady pozostawał symbolem kina ambitnego i niezależnego.

Robert Redford przez dekady był jednym z najpopularniejszych aktorów Hollywood. Jego urok i charakterystyczny uśmiech sprawiły, że w latach 70. sprzedawano go jako symbol seksu, choć sam uważał tę etykietę za przekleństwo. Jego śmierć wywołała ogromne poruszenie w świecie filmu, a media przypominają jego najważniejsze osiągnięcia. "The New York Times" podkreśla, że w jego filmach powracały wątki bólu, straty i politycznej korupcji – tematy, które rzadko podejmowały wielkie wytwórnie. Dzięki gwiazdorskiemu blaskowi Redforda trafiały jednak do szerokiej widowni.

Publiczność pokochała go w "Butch Cassidy i Sundance Kid", gdzie stworzył duet idealny z Paulem Newmanem, oraz w "Żądle", które przyniosło mu jedyną nominację do Oscara dla aktora. W "Wielkim Gatsbym" zachwycał wyglądem, choć krytycy nie zostawili na nim suchej nitki. We "Wszystkich ludziach prezydenta"  wcielił się w Boba Woodwarda i to właśnie dzięki jego determinacji ekranizacja głośnej książki trafiła do kin.

Zobacz też: Robert Redford nie żyje. Gwiazdor przeżył własnych synów. Ich śmierć była dramatem życia legendy Hollywood

Reżyser z Oscarem i własnym stylem

W wieku czterdziestu kilku lat Redford sięgnął po reżyserię. Już pierwszy film, "Zwyczajni ludzie" z 1980 roku, przyniósł mu Oscara i trzy kolejne statuetki, w tym dla najlepszego filmu. Jak zauważa NYT, historia o rodzinie rozpadającej się po śmierci syna była odbiciem jego własnych doświadczeń – matka aktora zmarła, gdy był nastolatkiem, a on sam przez lata zmagał się z poczuciem straty.

Choć kolejne projekty nie zawsze odnosiły sukcesy kasowe, Redford pozostawał wierny sobie. Zamiast prostych hitów wybierał kino ambitne – jak "Rzeka życia" czy "Quiz Show", dziś uważane za klasyki.

Sundance – imperium niezależnego kina

Największe dziedzictwo Redforda to jednak Sundance. W 1981 roku powołał do życia Sundance Institute, a kilka lat później przejął lokalny festiwal w Utah i przekształcił go w wydarzenie, które zmieniło amerykańskie kino.

To tam świat po raz pierwszy zobaczył "Seks, kłamstwa i kasety wideo" Stevena Soderbergha, a w kolejnych latach debiutowali Quentin Tarantino, Darren Aronofsky, Chloé Zhao czy Ava DuVernay. Jak podkreśla "The New York Times", festiwal szybko stał się przestrzenią dla twórców, którzy chcieli uciec od schematów wielkich wytwórni. Redford nie krył jednak rozczarowania, gdy impreza zaczęła przyciągać komercję i celebrytów.

Chcę, żeby zniknęli wszyscy ci od gift-bagów, wódek i Paris Hilton. To nie ma nic wspólnego z tym, co tu się dzieje

– cytuje jego słowa z 2012 roku nowojorski serwis.

Aktor–ekolog i buntownik polityczny

Redford był również jednym z pierwszych aktorów, którzy tak mocno zaangażowali się w ochronę środowiska. Już w latach 70. sprzeciwiał się budowie autostrady w Utah, a później walczył przeciwko powstaniu elektrowni węglowej. Przez pięć dekad działał w Natural Resources Defense Council. Nie lubił słowa „aktywista”, ale faktem jest, że wykorzystywał swoją pozycję, by bronić przyrody i wpływać na opinię publiczną. Stworzył wzór dla kolejnych pokoleń gwiazd, od Leonardo DiCaprio po Marka Ruffalo.

W młodości buntował się, włóczył po Europie, malował i sprzedawał szkice na ulicach Paryża. Dopiero później trafił na Broadway, a stamtąd do Hollywood. Szybko stał się idolem, choć sam od tej etykiety uciekał.

To glamour bywa przekleństwem

– mówił w latach 70. I rzeczywiście – wolał pracę nad ambitnymi projektami i życie z dala od blasku fleszy.

Ostatni rozdział życia Roberta Redforda

Jak podaje NYT, Redford świadomie stworzył wizerunek „niechętnej gwiazdy”. Utrzymywał, że Hollywood to przypadek, a prawdziwe życie to rodzina, przyroda i Utah, które dawało mu poczucie spokoju.

Odszedł dokładnie tam, gdzie czuł się sobą. Zostawił po sobie nie tylko dziesiątki ról, które kształtowały wyobraźnię widzów, ale też festiwal, który zmienił kino niezależne, i dziedzictwo walki o środowisko. Jak czytamy w Timesie, był kimś więcej niż tylko amantem – był buntownikiem, wizjonerem i człowiekiem, który do końca szedł własną drogą.

Super Express Google News

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki